Rozdział XL

12.7K 910 42
                                    

- Albo się zakochasz.

- Ja... Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia.
W jego oczach zobaczyłam smutek, ale także zrozumienie. Foster już miał zadać kolejne pytanie, gdy przeszkodziła mu nadbiegająca właśnie Lily.
- SAM! Tutaj jesteś. - powiedziała z ulgą,
- No hej.
- Nic Ci nie jest? - wyglądała na przerażoną,
- Chyba nie.
- Napewno? - upewniła się,
- Tak. Czemu pytasz?
- Rozmawiałam z Tomem i powiedział, że wybiegłaś z baru, a jakiś podejrzany koleś pobiegł za tobą.
- Co?
- Ale wiedzę, że Will już się go pozbył. - na jej twarzy pojawił się uśmiech - Bohater z niego.
- Był by, gdyby to nie on był tym podejrzanym kolesiem.
Dziewczyna byla w autentycznym szoku, a ja wybuchłam śmiechem. Co dziwne Will także milczał spoglądając nerwowo na Lily to na mnie i uporczywie się nad czymś zastanawiał. Przestałam się, więc śmiać i wypytałam koleżankę co właściwie robiła przez całą imprezę. Odpowiedź była jedna i wlaściwie przewidywalna - Marko.
- Will, a po co Ci to wiedzieć? - postanowiłam wrócić do naszej przerwanej rozmowy,
- Ale co? - udawał, że nie wie o czym mówie,
- No dobra, wracamy? - rezygmowałam z dalszego wypytywania.
- Tak, wracajmy. - odpowiedział machinalnie.
Gdy szliśmy ramie w ramię ja śmiałam się wraz z Lily, a on pozostawał niewzruszony. Widać było, że myślami jest gdzieś daleko, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać.
Naprawdę zszokowało mnie jego pytanie. Nigdy się właściwie nie zastanawiałam jacy faceci mi się podobają. Zawsze plotkowałam z przyjaciółką o chłopakach, których ona pokazywała mi jako tak zwane "ciacha", ale sama nie miałam na ten teamat zdania. Widziałam przystoinych chłopaków takich jaj na przykład Tom, jednak nie potrafiłam stwierdzić, czy to mój typ wymażonego chłopaka...
- Ziemia do Willa i Sam! Ale odlecieliście, oboje w tym samym czasie.
- Nie ważne. - Will machnął ręką na wywód Lily i odszedł przywitać się z jej chłopakiem,
- A z tobą Stara, co się dzieje?
- Nie przejmuj się, po prostu się zamyśliłam. - ja także ją zbyłam i przywitałam się z Szefem.
Rozmowa jakoś się nie kleiła. Tłum przewijający się przez bar i muzyka właściwie uniemożliwiały nam konwersacje. Na dodatek ja i Will nie za bardzo mogliśmy nadążyć za podekscytowaną parką. Impreza okazała się sukcesem, a Błękitna Laguna zyskała wielu nowych klinetów. Jednak my nie potrafiliśmy się już wyluzować.
- Marko, będziemy się już zbierać. Sam musi być wcześnie w domu.
- Pewnie, trzymajcie się!
Szybko pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Znów zapadła między nami krępująca cisza i miałam tego powoli dość.
- Dobra, co się stało, Will? - wypaliłam nagle,
- Nie ważne.
- To już słyszałam wcześniej.
Zbył mnie milczeniem. Wkurzyłam się. Wyprzedziłam go i zatarasowałam mu drogę.
- Popatrz na mnie.
Stanełam na palcach, by złapać go za głowę i zmusić by na mnie spojrzał.
- O czym tak myślisz, pajacu!?! - podniosłam głos,
- Czy ty się o mnie martwisz?
- NIE. - odpowiedziałam automatycznie i odskoczyłam od niego,
- To dobrze, bo nie masz o co.
Miałm dosyć tego cyrku, więc nie oglądając siębza siebie ruszyłam dalej.
- Ej, obraziłaś się? - próbował się ze mną zrównać,
- Gbur.
- Ja mam imię.
- Pajac.
- Obrażając mnie do nieczego nie dojdziesz.
- Do domu napewno.
Straciłam w wąską uliczkę, która służyła mi za skrót i już więcej go nie wiedziałam.
Nie wiedziałam nawet o co właściwie się pokłuciliśmy. Boże, właściwie czemu jestem na niego taka wściekła. Może dlatego, że mnie ignorował, albo że jest taki... taki... Nie. Koniec tego. Musze się opanować.
Te rumieńce i te wszystkie dziwne rzeczy, które towarzyszą mi gdy on jest w pobliżu...
To wszystko musi zniknąć, bo chyba zwariuję...
- Albo się zakochasz.

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz