Rozdział XXIV

12.7K 935 12
                                    

- Dzień dobry Pani Winter. Jestem Will, chłopak Samanty.

- Will, co tu się dzieję?
Chłopak stał po środku całego zbiegowiska i wyglądał na nieźle wkurzonego. Ten drugi natomiast okazał się być... Gretą?
- O! W samą porę Winter, Will ma Ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, prawda?
- Nie.
- To może ja jej powiem, co Wiluś?
- Jeśli to zrobisz, powiem wszystko twojemu chłopakowi.
- Czy ty mi grozisz?
- Tak i zrobię to, bo Patrick to mój kumpel.
- CZY MOGĘ WIEDZIEĆ O CO TU CHODZI? - przerwałam w końcu tą bezsensowną kłótnie,
- Nie i już się nie dowiesz, pustaku. Na razie, Will.
Tleniona blondi szybko się oddaliła chybocząc się nieco na wysokich koturnach.
- WILL? - wydarłam się ponownie na chłopaka,
- Nie teraz Sam. Chodźmy stąd.
Coś się zmieniło. Gdy tylko pozbył się Grety cała złość z niego wyparowała. Z jego oczu można było wyczytać niepewność, a nawet strach. Jak wielką tajemnicę skrywa Forest?
Chwycił mnie za rękę, a ja pierwszy raz nie zaprotestowałam. Szłam obok niego posłusznie nie mówiąc nic. Najwyraźniej nie spodobała mu się ta cisza, bo westchnął głośno.
- No co? - spytałam nagle,
- Nic.
- Przecież widzę, że nie jesteś sobą.
- Ty też.
- W sensie?
- Idziesz ze mną za rękę bez cienia niezadowolenia i zaczęłaś mówić do mnie po imieniu. Jesteś dla mnie miła.
- Ja...
Na szczęście uratował mnie telefon chłopaka. Musiał puścić moją rękę, by odebrać.
- Hej Stary, zmartwychwstałeś?
Postanowiłam nie słuchać jego prywatnej rozmowy, jak na pożądaną dziewczynę przystało.
Gdy skończył znów wlepił we mnie swe durne oczka.
- No co?
- Czekam na odpowiedź.
- Wyglądałeś na przybitego i... no...
- Nie mów tylko, że zrobiło Ci się mnie żal, Winter?
- W przeciwieństwie do Ciebie mam serce.
- No i wracamy do normalności! Dzięki Bogu, już zaczynałem się bać! - znowu powrócił tak dobrze mi znany komediant i cham.
- Odwal się, Foster!

Weekend nadszedł szybko. W pracy i w szkole szło mi nie najgorzej, a Mój Oprawca dał mi na razie spokój. Była to jednak cisza przed burzą, o czym przekonałam się w sobotni wieczór.
- Idziemy na randkę, ubieraj się.
Te słowa wypowiedział, gdy tylko otworzyłam mu drzwi. Był ubrany w T-shirt z namalowanym krawatem i czarne spodnie, jak gustownie.
- Nigdzie z tobą nie idę!
- Samantho, kto przyszedł? - z głębi domu zapytała moja mama,
- Nikt ważny!
- Oj nie ładnie kłamać mamie, Samantho.
- Wal się.
- Skoro nie chcesz po dobroci...
Znów ten błysk w oku, to mi się przestaje podobać. Po chwili chłopak ciągnie mnie już do uwaga MOJEGO SALONU! Mama odwraca się zdziwiona w naszą stronę z widoczną konsternacją. No to po mnie...
- Dzień dobry Pani Winter. Jestem Will, chłopak Samanty.

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz