Rozdział XXXV

12.1K 908 17
                                    

Moi drodzy! Te dwa kolejne rozdziały są prezentem na 18 urodziny pewnej ślicznej Klaudi ❤
PS. Nie ma za co Mój Potworze :*

- Dalej nie umiesz kłamać. - wyszeptał mi do ucha po czym zaśmiał się zwycięsko.

Moja BBF właśnie wysłuchiwała mojej jakże długo wyczekiwanej dla niej spowiedzi.
- Trudno mi to przyznać - ciągnęłam dalej niechętnie - Ale tęsknie za tym debilem.
Między nami zapadła niezręczna cisza, którą musiałam przerwać.
- No powiedź coś wreszcie Lili!
- Co mam mówić? - zapytała obojętnie,
- Powinnaś na mnie nawrzeszczeć i powiedzieć co mam teraz zrobić!
- Moje wcześniejsze wrzaski jakoś nie zrobiły na Tobie wrażenia, więc nie sądzę, że tym razem też mnie posłuchasz. Jednak dam Ci ostatnie ostrzeżenie. Albo z nim pogadasz, albo przestaję się do Ciebie odzywać.
- Ale Lily...
- Nie Sam. Nie jesteś sobą i dobrze o tym wiesz.
- Mhm... Tylko jak ja mu to powiem?
- O to się akurat nie martw, bo on też właśnie dostaje opieprz od swojego najlepszego kumpla. - powiedziała widocznie z siebie zadowolona,
- Lily przyznaj po prostu, że zaplanowałaś to wszystko wspólnie razem z tym twoim kochasiem.
- Prawda, że jestem cudowna?
Bez wahania przytuliłam blondynkę.
- Jesteś najcudowniejsza.
- No już mnie tak nie podrywaj, bo Marko będzie zazdrosny. A teraz leć już spotkać się z tym swoim idiotą od siedmiu boleści.
- Ale gdzie?
- Masz czekać na niego przy barze.
- No dobra, to ja... Yyy...
- No idź wreszcie! - popędziła mnie Lil.

Słońce zaczęło się chylić ku zachodowi,a ja wciąż czekałam na Willa. Nie miałam pojęcia jak się zachować, ani nawet jak ująć w słowa to co chem mu przekazać. Boże, ja nawet nie wiedziałam czego właściwie od niego oczekuję. Może miałam nadzieję, że znów wypełni moje życie sprzeczkami i dogryzaniem sobie, chociaż w głębi wiedziałam, że to już by mi nie wystarczało.
Nareszcie go zobaczyłam. Szedł powoli w moim kierunku nie patrząc mi w oczy. Na głowę miał zarzucony kaptur rozpinanej bluzy, więc widziałam jedynie zarys jego twarzy.
Usiadł na piasku tak jak ja ale zachowując dystans. Patrząc na niego znów tak blisko, mój mur zaczął się kruszyć, a słowa same odnajdywały drogę do mych ust.
- Kiedyś myślałam o Tobie jedynie jak o wrogu numer jeden lub moim osobistym oprawcą. Nienawidziłam Cię z całego serca i najchętniej udusiła bym Cię własnymi rękami. Nie dawałam sobie nadziei, że kiedykolwiek przestaniesz uprzykrzać mi życie. A jednak pomyliłam się. Zniknąłeś z mojego życia tak jak Ci kazałam i nareszcie miałam spokój. Lily uświadomiła mi na szczęście jak bardzo się myliłam. Moje życie bez Ciebie dogryzającego mi u mego boku nie ma sensu. Przez ostatnie dni byłam jakby pusta w środku, a wszystko to dlatego, że...
Przełknęłam gulę wstydu, która rosła mi w gardle by w końcu przyznać to ostatecznie przed samą sobą jak i przed nim.
- ... brakowało mi Ciebie, Will. Przepraszam za ten głupi zakład. Tak właściwie to go wygrałeś. - dodałam po chwili uśmiechając się do siebie - Naprawdę jesteś miłym facetem, mimo wszystko.
- Czyli jednak mi się udało? - zapytał z nadzieją,
- Tak, Will.
Odetchnęłam z ulgą, bo nareszcie wszystko sobie wyjaśniliśmy i znów mogło być jak kiedyś. To znaczy chyba...
- Czyli to ja wygrałem i nie muszę już trzymać się od Ciebie z daleka? - zapytał dalej nie dowierzając moim słowom,
- No tak.
- Nareszcie to przyznałaś! Brakowało mi mojej prywatnej zabaweczki! - cieszy się jak dziecko,
- Cały Ty... - mówię zrezygnowana, ale jednocześnie usatysfakcjonowana, że znów jest normalnie.
Siedzieliśmy tak razem na piasku patrząc na falujący ocean. Will zdjął kaptur i przybliżył się do mnie, przez co stykaliśmy się barkami. Postanowiłam go olać, ale postanowił się odezwać.
- Sami jeszcze jedno.
- A mianowicie?
- Dalej nie umiesz kłamać. - wyszeptał mi do ucha po czym zaśmiał się zwycięsko.

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz