- Sam Winter, do usług!
Po pocałunku, jeśli można to tak nazwać zamilkłam. W głowie toczyłam z sobą prawdziwą bitwę, on widząc moją konsternację zapytał o czym tak intensywnie myślę.
- Zastanawiam się. Twoje martwe ciało lepiej spalić w tym ognisku, czy może porzucić na pożarcie dzikich zwierząt, hmm... A ty jak myślisz?
Mówiłam to z psychopatycznym uśmiechem na ustach skanując Fostera wzrokiem. Ten pacan tylko się roześmiał.
- To jednak spale Cię żywcem!
Skoczyłam na niego i usiadłam mu na brzuchu trzymając jego ręce. Niestety trochę przeliczyłam się co do mojej siły, bo moment później to on siedział na mnie.
- Cholera. - wydyszałam wściekła,
- Tak to straszna choroba.
- Złaź ze mnie oblechu!
- Oj, ranisz moje uczucia. - powiedział robiąc przy okazji smutną minkę,
- Raczej twoje wybujałe ego.
- Zaraz tam wybujałe, ale szczerze jestem zawiedziony.
- Niby czemu?
- Mój urok osobisty ani trochę na Ciebie nie działa. - wygiął usta w podkówkę,
- Bo ty go nie masz, Cukiereczku. - tym razem to ja się śmiałam,
- Założymy się?
- O nie! Mam dość układów z Tobą.
- No weź! Będzie zabawnie i obiecuje, że jeśli przegram zostawię Cię w spokoju.
- Zgoda! - odpowiedziałam niemal od razu,
- Ty mnie naprawdę nie znosisz!
- Oj tam, oj tam. Na czym będzie polegał zakład?
- Od dzisiaj będę dla Ciebie miły, żebyś mogła zobaczyć tego uroczego gościa, którym naprawdę jestem. A ty też postarasz się być milsza.
- A w tej bajce były smoki?
Spojrzał na mnie poważnie.
- Dobra, dobra rozumiem. Przecież i tak już się zgodziłam. A teraz ze mnie zejdź.
- Jasne, Kochanie.
Gdy usadowiliśmy się znów na kocu w bezpiecznej odległości ognisko prawie dogasało. Foster postanowił, więc pójść po drewno, a ja musiałam zostać sama. Nie było już tak ciepło jak w czasie dnia a na trawie zaczynała zbierać się rosa. Moja katana nie dawała mi zbyt dużej ochrony, więc zaczęłam się trząść z zimna. Nagle coś upadło z łaskotem obok mnie, przez co poderwałam się przerażona.
- Spokojnie. To tylko ja. - odezwał się Will, który właśnie wrócił z drewnem leżącym teraz u moich stóp,
- J-jasne.
- Ty drżysz. To ze strachu, czy...
- Po p-prostu mi z-zimno.
Nie mówiąc nic więcej Will wyciągnął coś z koszyka, by po chwili okryć mnie drugim kocem. Sam zajął się ponownym roznieceniem ogniska. Gdy po kilku niepowodzeniach płomień znów tańczył po suchych kłodach usiadł obok mnie. Zauważyłam, że w cienkim podkoszulku i bluzie też pewnie nie jest mu za ciepło.
- Chodź tu. - powiedziałam po chwili zastanowienia,
- Co?
- Powiedziałam chodź tutaj. - tym razem podniosłam koc by mógł się okryć razem ze mną.
Szybko usadowił się pod ciepłym materiałem ze mną u boku. Stykaliśmy się bokami, ale postanowiłam tym razem mu odpuścić.
- Niezła niezapomnianą randka, nie ma co... - mruknął niezadowolony z porażki,
- Nie jest tak źle. Na pewno będzie niezapomniana.
- Niby czemu?
- Nikt mnie jeszcze nie uprowadził, jesteś pierwszy. Tego Ci nigdy nie zapomnę. - roześmiałam się, a on wraz ze mną,
- Ty to wiesz jak człowieka pocieszyć. - powiedział przez co zaśmialiśmy się jeszcze głośniej,
- Sam Winter, do usług!
Banan na moich ustach utrzymał się do momentu, aż wróciliśmy szczęśliwie do mojego domu.
CZYTASZ
Mój udawany facet
Teen FictionSam nie znosi przegrywać, więc gdy znienawidzony chłopak wyśmiewa się z niej postanawia mu się odpłacić. Co wyjdzie z jej nieszablonowego planu? Will Foster znudził się już zwykłą codziennością. Popularny, przystojny i szanowany w mieście chłopak sz...