Rozdział XXIII

13.4K 928 16
                                    

- Will, co tu się dzieję?

- Puść mnie, pajacu!
- A buzi na pożegnanie?
- A wypchaj się!
Widocznie czekał na taką odpowiedź bo uśmiechnął się wyraźnie zadowolony.
- A co Ci szkodzi, Kochanie? Wiesz przecież, że nie masz szans i tym razem to ja jestem górą.
Miał rację. Był ode mnie silniejszy, a w tej pozycji nie mogłam się nawet ruszyć, by tracić w jego czuły punkt.
- Nie jeśli dopóki ja mam jeszcze coś do powiedzenia!
Nagle znikąd pojawiła się moja przyjaciółka przybierając surowy wyraz twarzy.
- Czy wspominałam już jak bardzo Cię kocham Lil? - naprawdę uwielbiam tą dziewczynę,
- Nie, ale możesz to robić do woli zaraz po tym jak twój uroczy chłopak, w końcu pozwoli Ci oddychać.
Zapadła niezręczna cisza, podczas której moja przyjaciółka i Foster toczyli bezlitosną walkę na spojrzenia. W końcu chłopak westchnął niezadowolony i mnie puścił. Przed tym wyszeptał mi jeszcze do ucha;
- Następnym razem... - powiedział i musnął ustami moją szyję.
Przeszedł mnie dreszcz, a on zniknął za rogiem bez pożegnania.
- Mój bohaterze!
- Daj dychę i jesteśmy kwita.
Zaśmiałyśmy się obie i weszłyśmy do klasy.

Zaraz po lekcjach musiałam biec do baru, więc pożegnałam się szybko z Lili i wybiegłam z budynku. Pomimo mojego szybkiego marszu po zaledwie sekundzie dogonił mnie Foster. Czy ten facet da mi kiedyś spokój?
Nagle straciłam grunt pod nogami i zostałam przerzucona przez ramię chłopaka niczym worek ziemniaków. W między czasie zabrał też ode mnie moją torbę i ją także teraz niósł.
- Misiu? - zaczęłam słodko jak na kochającą dziewczynę przystało,
- Tak, Kochanie?
- Postaw mnie proszę.
- Niestety, ale muszę odmówić.
- A jeśli mogę wiedzieć, dlaczego?
- Bo jestem zły i muszę Cię ukarać.
- A za co?
- Nie dostałem całusa na pożegnanie i poszczułaś mnie Lily. - powiedział z wyrzutem,
- Oj biedactwo, A TERAZ MNIE PUŚĆ MNIE!
Wydarłam mu się do ucha i zaczęłam się wyrywać. On tylko wzmocnił uścisk na moich nogach i poprawił mnie sobie na ramieniu. Szedł dalej pewnie stawiając kroki bez oznak zmęczenia. Czułam się jak Fiona niesiona przez obrzydliwego Shreka.
Puścił mnie dopiero, gdy znaleźliśmy się przed wejściem do baru. Z bananem na twarzy oddał mi torbę i niczym dżentelmen otworzył mi drzwi. Uniosłam wysoko głowę i minęła go bez słowa. Teraz to ja byłam zła, co ja mówię wściekłam się jak diabli.
Nie odzywałam się do niego przez całe cztery godziny i nie zaszczyciłam go ani jednym spojrzeniem. Jawnie go ignorowałam, co wyraźnie go wnerwiało bo czułam jego palący wzrok.
W końcu koło 18 Marko zastąpił mnie za barem i mogłam już iść do domu. Zdjęłam firmowy fartuszek i zabrałam torbę z szafki.
Wyszłam tylnym wyjściem by nie natknąć się na tego debila. Szłam plażą, gdy nagle usłyszałam krzyki i przekleństwa. Osoby przebywające na plaży skupiły się wokół jakiejś dwójki chłopaków. Zapowiadało się na bójkę. Już miałam odejść, gdy usłyszałam jak jeden z nich użył mojego imienia. Momentalnie zawróciłam i przepchnęłam się przed skandujący tłum.
- Will, co tu się dzieję?

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz