Rozdział XXV

13.1K 925 10
                                    

- Nie wydaje mi się, Sami. Jedziesz z nami na najlepszą randkę swojego życia i inego wyjścia nie masz. (...)

Zamurowało mnie, a cała krew odpłynęła z twarzy. Co on do jasnej anielki mi tu odwala? I to przed moją matką, cudownie!
- Miło Cię poznać, Samantha nic nie mówiła...
- Oj, doprawdy? Jak mogłaś, Kochanie?
Posłał mi kpiące spojrzenie choć minę miał skrzywdzonego dziecka.
- Cóż, to nie ważne. Chciałbym dzisiaj zabrać Samantę na mały spacer, oczywiście jeśli Pani się zgodzi...
Znam moją mamę nie od dziś. Nie raz już widziałam z opryskliwej matki potrafi zmienić się w cudowną i wyrozumiałą panią domu. A wszystko po to by zachować pozory i mieć dobrą opinię w mieście. Tym razem także nie zamierzała stracić swej reputacji.
- Ależ oczywiście, Will. Tylko nie wróćcie za późno, ostatnio noce są zimne.
- Oczywiście. - przytaknął zadowolony chłopak,
- Samantho, weź sobie kilka drobnych z mojego portfela! - krzyknęła, gdy już mieliśmy wychodzić.
Moje usta rozciągnęły się pod wpływem uśmiechu. Poklepałam Fostera po ramieniu w podzięce i pobiegłam po kasę. Wyciągnęłam całe 20$ i zabrałam katanę z wieszaka, a potem wyszłam z domu z chłopakiem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał chłopak po dłuższej chwili przeglądania się mi,
- Jasne! A czemu pytasz?
- No bo nie jesteś wcale zła i chyba nawet...
- No wyduś to z siebie Will.
- No... bo masz dobry humor?
- Jesteś na dobrej drodze, żeby to zmienić, wiesz?
- Czyli mogę Cię uczynić jeszcze szczęśliwszą? - znów ten błysk w oku,
- Zaraz, nie to miałam na.. - mówiłam aż bezceremonialnie mi przerwał,
- Zabieram Cię, więc na randkę z prawdziwego zdarzenia!
Na nic się zdały moje krzyki i protesty, nawet próby ucieczki. Chłopak wcale się tym nie przejmował, po prostu wyciągnął telefon i zadzwonił do kogoś mrucząc kilka słów. Po chwili zakonczyl rozmowę i spojrzał na mnie dziwnie.
Z daleka usłyszałam nadjeżdżający samochód. W kilka sekund pomimo mojego czynnego sprzeciwu zostałam wepchnięta przez dwóch idiotów do środka. Naturalnie Will otworzył im drzwi, by mogli mnie bez przeszkód wpakować na tylne siedzenie. On sam usiadł obok mnie i pilnował, żebym nie wydrapała kierowcy oczu, czego byłam bliska. Chłopak by nie dopuścić do tej krwawej łaźni, usadził mnie siłą na swych kolanach i oplótł ramionami w ciasnym uścisku. Moja twarz przybrała cudowny odcień czerwieni, a moje policzki paliły żywym ogniem ze złości. Znów nie mogłam się ruszyć!
Oczywiście pomocnikami okazali się nie kto inny jak Marko, robiący aktualnie za kierowce oraz kolejny kumpel Fostera, czyli chłopak Grety.
- Trzymaj ją tam mocno Will!
- Nie bój się stary, nie ucieknie. Prawda, Cukiereczku?
- To jest bezprawne pozbawienie wolności! Wypuście mnie idioci za nim wezwę policję!
- Nie wydaje mi się, Sami. Jedziesz z nami na najlepszą randkę swojego życia i innego wyjścia nie masz. - szepnął mi do ucha Foster, gładząc przy okazji moją szyję.

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz