Wysiadając z radiowozu, Lestrade odebrał telefon, a gestem dłoni zatrzymał Sherlocka, który już chciał iść na komisariat.
- Lestrade... Tak... Tak... Oczywiście... Rozumiem... - jego rozmówca długo mówił, nie dając Gregowi nawet dojść do głosu. Sherlock ze zmarszczonym czołem, przyglądał się Lestradowi. Gdy inspektor skończył rozmowę, westchnął przeciągle.
- Ale kanał... - powiedział, chowając telefon do kieszeni. – Przykro mi, ale to koniec waszego śledztwa... - przygryzł wargę.
- Dzwonił przełożony? – zapytał Sherlock obojętnie.
- Tak. Wydział się tym zajmie, jako że jest to zbrodnia w Teatrze narodowym, nie chcą, aby sprawą zajmował się (jak to ujęli) samozwańczy detektyw, bo na pewno zrobi się o niej głośno... Właśnie przesłuchują mordercę i komisarz... - tutaj zrobił pauzę, spoglądając na Sherlocka, jakby jego słowa były skierowane właśnie do niego. – Powiedział, że mamy już dać spokój, rozumiesz? – zapytał, marszcząc brwi.
Sherlock najpierw stał z kamienną twarzą, wpatrując się w Grega, po czym wciągnął powietrze nosem.
- Chyba sobie kpią! – powiedział rozjuszony. Rozejrzał się wokół siebie, po czym podszedł do lezącej nieopodal zgniecionej puszki, którą kopnął z całej siły. Warknął, spoglądając na wysoki budynek siedziby Scotland Yardu. – Rozwiązaliśmy dla nich sprawę, a teraz mamy grzecznie sobie pójść? – Babet stała, nie odzywając się. Nie musiała się nawet zastanawiać, czy go uspokajać, gdyż wiedziała, że jeśli Sherlock jest tak zdenerwowany, na pewno nie odpuści, więc taka próba, nie miała większego sensu.
- O nie... - Holmes uśmiechnął się kącikiem ust tak diabolicznie, że Babet przeszedł dreszcz. Zaraz potem szybkim krokiem skierował się do drzwi.
- Sherlock! – krzyknął Lestrade. Skierował się za detektywem, ale w porę zatrzymał się i odwrócił do dziewczyny, która już podążała za śladem swojego mentora. – Lepiej będzie, jeśli wrócisz do domu. Sherlocka i tak zaraz wywalą, także nie ma sensu za nim iść... a teraz wybacz. Muszę go przypilnować, by nie zrobił nic głupiego. - przewrócił oczami, po czym zniknął za drzwiami.
Babet tylko westchnęła. Okay... Chyba nie chce widzieć, jak będą wywlekać Sherlocka ze Scotland Yardu na bruk. A poza tym jakoś nie chciała wiedzieć, kto zabił Jane. Co by zrobiła, gdyby go zobaczyła? Niby kobieta nie była jej bliska, a jednak coś sprawiło, że Babet współczuła jej. Bardzo często wkurzała się na siebie za taką empatię, która w ogóle nie była jej potrzebna. Powinna być samolubna i myśleć tylko o sobie, natomiast nie mogła...
Szybko złapała taksówkę, a następnie pojechała na Baker Street. W mieszkaniu było cicho. Pani Hudson miała chyba cichy dzień albo myślała, że to Sherlock wrócił i będzie dopytywał się o poranną wizytę w cukierni, więc nawet nie sprawdziła, kto przyszedł.
Babet ściągając swój płaszcz, wyczuła w jednej kieszeni ostry kant plastikowego opakowania na płyty, które dostała od krawcowej. A tak... Sprawa Jane Stuart zostaje zamknięta, a ona nawet nie wie, kto ją zabił. Tzn. na pewno Lestrade powiadomi Sherlocka o przebiegu śledztwa, a właściwie powiadomi go, kto był zabójcą itd. Jednakże sprawa dobiegła końca, a Babet czuła się gorzej, niż przed rozpoczęciem śledztwa.
Dziewczyna starała się nie myśleć o płytach, które nadal leżały w kieszeni płaszcza, siedząc na fotelu Johna. Nie chciała ich oglądać (chciała, ale powstrzymywała się). Zrobiła sobie herbatę i siedziała teraz na fotelu, czytając artykuł w Internecie na temat wpływu uporządkowania swojej szafy na codzienne życie i samopoczucie. Tak jakby tego nie wiedziała: ale co szkodziło utwierdzić się w przekonaniu, że porządek ma znaczenie? Jednak z drugiej strony: chaos wokół osoby był dowodem na to, że jest ona geniuszem, czy coś takiego. Co inny artykuł to inna teza, a prawda wiadomo: zawsze jest gdzieś pomiędzy.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...