Gdy tylko John go zobaczył, krew odpłynęła z jego głowy. W jednym momencie przyspieszył kroku.
- Chryste! Sherlock, co się stało?! Co z nią?! – stanął naprzeciwko swojego przyjaciela, którego twarz była blada jak płótno, a puste, błękitne oczy, patrzyły gdzieś nieprzytomnie. – Usiądź... - posadził go na plastikowym krześle. Sherlock w ogóle się nie opierał. Całkowicie poddany był woli Doktora. Teraz nie było ważne, czy robi cokolwiek, czy ktoś go wysłuży.
John usiadł obok niego, po czym położył mu rękę na ramieniu i lekko potrząsnął. Pochylał się nad jego twarzą, czekając na jakakolwiek odpowiedz. – Sherlock. NO POWIEDZ COŚ! – z każdą sekundą czuł narastającą panikę. Czy było aż tak źle?
- John... - Sherlock odezwał się zachrypniętym głosem. Przełknął ślinę, czując, jak traci panowanie nad swoim ciałem. Poczuł jak do jego oczu napływają łzy. Skrzywił się bezradny. Chcąc, nie chcąc, spojrzał powoli na przyjaciela. – Babette... Ona...
***Tydzień wcześniej***
Powieki Babet powoli zaczęły się unosić. Przed sobą w bardzo bliskiej odległości od jej twarzy, zobaczyła kogoś. To zdecydowanie nie był Sherlock.
To był Sherrinford, który przed chwilą wślizgując się do pokoju Sherlocka, postanowił obudzić Babet.
Położył się obok niej, a głowę podparł na dłoni. Zaraz potem obudziła się.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
Minęła chwila nim Babet uświadomiła sobie, kto to jest, co on tutaj robi i... przede wszystkim - co jej grozi.
Krzyknęła, po czym podciągnęła kołdrę pod samą brodę.
Sherrinford na widok jej zachowania, zaśmiał się.
- Spokojnie. Przyszedłem powiedzieć ci, że śniadanie jest już gotowe. A przy okazji popatrzeć jak ładnie wyglądasz, gdy śpisz... - odgarnął blond kosmyk z jej twarzy, zakładając go za ucho Dziewczyny. Cofnęła się, czując, że zaczyna się czerwienić.
- Która godzina? – zapytała, chcąc jak najszybciej przerwać tę ciszę, podczas której Sherrinford spoglądał na nią w bardzo dziwny sposób.
- Nie martw się. Nie jest tak późno, jak myślisz. Co chciałabyś robić, gdy zjemy śniadanie? – podniósł głowę i teraz usiadł, opierając się plecami o zagłówek łóżka.
- Jak to? – zapytała zaskoczona.
- Ano tak... Sherlock pojechał chyba do Mycrofta coś załatwić, a ja mam cię pilnować do czasu jego powrotu. Robię za niańkę, chociaż wbrew pozorom to bardzo przyjemne zajęcie... - uśmiechnął się szeroko.
- Chyba zaczekamy na niego... - zmarszczyła brwi, mówiąc powoli. Dlaczego Sherlock pojechał do Mycrofta? Z tego co jej wiadomo, Sherlock wkurzył się (mało powiedziane) na Mycrofta za to, że ją torturował, a teraz tak po prostu do niego jedzie? Coś jej nie pasowało. – Chociaż nie. Mam pewien pomysł... Muszę coś kupić. Pomożesz mi z rozmiarem...
- Ooo... - jego brwi uniosły się. Zaciekawiła go jej oferta. Nawet bardzo. W momencie pomyślał sobie, że chętnie pomógłby jej w kupnie bielizny. Zaraz potem przypomniał sobie Sherlocka, który rano powiedział mu bardzo spokojnym głosem, aczkolwiek mrożącym krew żyłach, żeby pilnował Babet i jej towarzyszył. NIC więcej. – A co takiego będziesz kupowała? – zapytał, wyzbywając się z głowy myśli, których nie życzyłby sobie jego brat. Dziwne... Nawet w swojej głowie nie ma wyłączności na swoje myśli. Ale Sherlock czasem był przerażający – na przykład dziś rano i oczywiście w kwestii, która dotyczyła tej oto leżącej obok niego, ślicznej młodej damy.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...