Sherlockiem targały dwa rodzaje emocji. Pierwszy rodzaj to przerażenie. Przerażenie zrodzone z tego, iż nie wie, co się wydarzy. Czy uda mu się wykonać wszystkie zadania poprawnie? Czy uda mu się ocalić Babet od... Nie. O tym nawet nie myślał. Tego nawet nie dopuszczał do myśli. Nie dopuszczał, że Babet może stać się coś bardzo złego i nieodwołalnego. To nie mogło się po prostu wydarzyć. Nie i koniec.
Drugi rodzaj emocji to zaskoczenie. I tutaj sprawa komplikuje się bardziej. Jest zaskoczony, że Lalkarz tak szybko jest gotów na grę. Ale może nie powinien być? Przecież Lalkarz od dawna planuje zemstę, więc wszystko było już gotowe. Jedyne, czego potrzebował,to zabawki do gry, którą niestety była Babet.
Jest zaskoczony również dlatego, że ten okropny czas oczekiwania się zakończył. Długo nie zdołałby pozostać sobą, jednak zakładał, że ten czas będzie się ciągnął w nieskończoność. A tym czasem bardzo szybko minął.
Jego wybawienie było zarazem przekleństwem. Bo teraz nastąpią rzeczy,które będą trudne.
Czy sobie poradzi?
Musi.
Nagle Sherlock zdał sobie sprawę, że przecież kiedyś powiedział Babet, iż Lalkarz nie zdołałby jej porwać. Nie pozwoliłby na to.A jednak teraz znalazł się w takiej sytuacji. Zawiódł ją, a ona nawet nie wytknęła mu tego, gdy miała okazję. Powiedziałaby coś w stylu: ,,A nie mówiłam?" Jednak nie powiedziała nawet słowa.Pewnie nawet o tym nie pomyślała. To dobrze. Gdyby jednak mu to wytknęła, znienawidziłby się całkowicie.
-Sherlock, dobrze się czujesz? – zapytał zmartwiony John,wyrywając Sherlocka z głębokiego zamyślenia. Odkąd dostał wiadomość, wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w ekran telefonu.John zdążył przeczytać wiadomość, zanim ekran zgasł. Wiedział,że to na pewno Lalkarz, zaprasza Sherlocka do gry.
Holmes mrugnął kilka razy powiekami, po czym wybrał numer do Mycrofta.Johnowi jedynie pokiwał głową na znak, że dobrze się czuje. Ale czy na pewno? Oczywiście to było kłamstwo, ale gdyby powiedział,co tak naprawdę czuje... po prostu nie ma czasu, by wszystko teraz wyjaśnić.
-Mycroft. Zaczęło się. Nie wiem, jak, ale masz podporządkować mi swoich ludzi. Mają się mnie słuchać. A ty zrób tak, żebym wrócił do domu z Babet, całą i zdrową. – Sherlock nawet nie czekał na jakiekolwiek pytania, tylko rozłączył się. Zaraz potem napisał Mycroftowi lokalizację, jaką podał mu Lalkarz. Następnie sięgnął do kieszeni płaszcza, po czym do ucha włożył niewielki sprzęt w odcieniu koloru skóry.
-Co to? – zapytał John.
-Jedziesz ze mną, prawda? – Sherlock powiedział to normalnym tonem, jednak w jego oczach John dostrzegł jakby błaganie.Właściwie to cała jego twarz wyrażała gorącą prośbę.
-Oczywiście. – John kiwnął głową. Nie zostawi przyjaciela w potrzebie.
-Cieszę się. – Sherlock skierował się do drzwi. Jego twarz nie wyrażała tego, co mówił. - To jest łącze z ludźmi Mycrofta. –gdy otwierał drzwi na klatkę schodową, zatrzymał się. Odwrócił się do Johna. – John, proszę cię. Musisz mi obiecać, że nie zrobisz nic, ABSOLUTNIE nic, jeśli cię o to nie poproszę. To, co za niedługo się wydarzy, będzie bardzo ważne i nad wszystkim muszę mieć kontrolę. Jeśli coś poszłoby nie tak... to siebie będę winił, a nie na przykład ciebie. Oczywiście wszystko pójdzie dobrze... - Sherlock mówił do Johna, patrząc głęboko w jego oczy, jakby chciał przebić się przez oczy do jego umysłu i wpoić mu te słowa.
-Dobrze. Nie zrobię nic takiego... - John był zaniepokojony spokojem Sherlocka. Przed chwilą był nieobecny, a przed dwoma chwilami był nieprzytomny, a teraz... był skoncentrowany. Jego źrenice były rozszerzone, ale to nie przez narkotyk. Albo się bał, albo naprawdę chciał wszystko mieć pod kontrolą i nawet jego oczy, słuchały jego umysłu. Sherlock od tej chwili będzie dawał z siebie trzysta procent normy, jeśli nie więcej. John martwił się jednak, iż to może się źle skończyć, że Sherlocka ciało może się w końcu zbuntować.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...