Babet zjadła swoją kolację dość szybko, po czym czekała na Holmesa. W jednej chwili pomyślała, żeby go zostawić, ale z drugiej strony... mogłaby coś przegapić (jak np. dzisiaj, gdy w czasie jej nieobecności rozmawiał z ogrodnikiem), a teraz zbliżał się moment, kiedy wszystko miało się rozwiązać, więc powinna być na bieżąco. Tylko... kto był zabójcą? I czemu Sherlock wiedząc, kim on jest, nic z tym nie robił?
- Wiesz, kto jest zabójcą... - stwierdziła, patrząc na Sherlocka, który właśnie mieszał swoją herbatę. Powoli podniósł na nią wzrok, po czym przekrzywił lekko głowę. – To jak zamierzasz udowodnić mu winę? – zapytała, lekko marszcząc brwi.
Sherlock westchnął, zastanawiając się nad tym.
- Nie zamierzam zrobić nic... - uśmiechnął się lekko. – Najpierw poczekamy na sekcję zwłok Alice, a potem... poczekamy na ruch mordercy.
- Czekamy, aż zabije kolejną osobę? – zapytała, nie wierząc w to, co powiedział właśnie Sherlock.
- Nie... jeśli wybiera sobie ofiarę pośród personelu, to jak widzisz... jest tutaj za dużo osób. Musi poczekać, aż sprawa choć trochę przycichnie. Zwłaszcza, że teraz każdy będzie się pilnował, bo pisarz nieświadomie ostrzegł ludzi.
- Skoro tak... - wzruszyła ramionami. Nie była do końca przekonana, ale skoro Sherlock tak uważa – to na pewno ma rację.
Gdy Holmes skończył jeść, udali się do apartamentu. Gdy czekali na windę, podjechała pod nią pani Bart z wózkiem, na którym znajdowały się przeróżne ingrediencje do mycia, czyszczenia, polerowania, itp. Ogółem wszystko, co mogłoby się przydać do sprzątania kurortu.
Kobieta nie wyglądała na zadowoloną.
- Dobry wieczór... - przywitała się z nimi lekko zasapana. – Nie wiedziałam, że jest Pan detektywem, Panie Holmes... Pan Oven dopiero przed chwilą mi powiedział, że jest Pan tym słynnym detektywem z Londynu... Dlatego – niech mi Pan powie, kto stoi za tymi morderstwami... - jej głos załamał się w tym miejscu. – Biedny Pan Oven, najpierw zięć teraz córka... - wyciągnęła z kieszeni granatowego sweterka chusteczkę, którą otarła łzy. Wyglądała na bardzo smutną i jakąś taką... chorą?
- Jak na razie nie mam pojęcia... - skłamał, ale nie zamierzał jej zdradzać, kogo podejrzewa, dopóki nie będzie pewny.
- A Pani dobrze się czuje? – zapytała Babet, widząc zmęczone oczy kobiety.
- Nie za dobrze, kochana... - pokręciła głową. – Odkąd wieść o mordercy rozniosła się wokół, mam pełne ręce roboty... Zamiast w spokoju opłakiwać moją kochaną Alice i jej pięknego narzeczonego, biegam po całym uzdrowisku jak szalona. Do tego pomagam Panu Ovenowi jak tylko mogę i pocieszam... ale coraz gorzej się czuję. – westchnęła przeciągle. W tym momencie winda otwarła się, więc wszyscy weszli do środka, po czym Pani Bart wybrała najwyższe piętro.
- Na dodatek pytałam się tej nowej lekarki, co mi dolega, a ona na to... że nie znalazła przyczyny mojego złego stanu zdrowia... Chyba muszę jechać do szpitala, ale jak Pan Clyde sobie beze mnie poradzi, to ja nie wiem... Muszę tutaj zostać, aż wszystko się wyjaśni... - jej dłonie lekko drżały. Musiała być na skraju wyczerpania. - Wolałam, gdy Oven&Lloyd było zacisznym miejscem, gdzie ludzie mogli w spokoju się kurować, a nie... sprawdzać, czy morderca nie stoi za drzwiami... - winda zatrzymała się na ostatnim piętrze. – No nic. Nie słuchajcie już tej paplaniny starej baby... muszę zając się ośrodkiem. Do widzenia Detektywi... – pomachała im, odjeżdżając wózkiem.
- Coś niewyraźnie wygląda... - stwierdziła Babet, odprowadzając wzrokiem starszą panią.
- Rzeczywiście... dziwi mnie, że lekarka nie wysłała jej do przychodni albo szpitala... - Sherlock zmrużył oczy, myśląc nad czymś, na co właśnie wpadł.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...