- Powodzenia – powiedział Sherlock lekko zachrypniętym głosem, po czym ucałował Babet w czoło. Babet wyczuwała jego zdenerwowanie. Zdziwiłaby się, gdyby nie był zdenerwowany.
Kiwnęła z uśmiechem głową, patrząc w jego błękitne oczy. Nie wiedziała, czy uśmiecha się, bo to ,co zrobił Sherlock było urocze, czy może dlatego, by pokazać mu, że nie boi się aż tak.
Powoli wyszli z łodzi, nadal trzymając się za dłonie. Od razu, gdy tylko znaleźli się na pomoście, uderzył ich silny wiatr.
To miejsce otaczała zła aura, pomyślała Babet, jeśli kiedykolwiek wierzyła, że coś takiego istnieje. To miejsce było złe. A szaleństwo można było niemalże wyczuć w powietrzu.
Dziwnie się czuła. Powodem tego nie był kołyszący się pomost ani nawet przeszywający wiatr. Czuła, jakby to nie działo się naprawdę. Jakby śniła i wiedziała o tym. Skoro wie, że śni, to wszystko było jej obojętne. Przecież nic złego nie może się stać we śnie.Ta obojętność ją niepokoiła, bo przecież to nie był sen.
Gdy tylko podeszli do kilku ludzi, zostali rozdzieleni. Bardzo grzecznie oczywiście.
Ich dłonie rozdzieliły się, nie wiadomo na jak długo.
Dziewczyna była tak oszołomiona, że nawet nie zareagowała. Nie wiedziała, dlaczego Sherlock nie protestuje, ale gdy tylko odwróciła się za nim, by go zawołać, jej mózg pokazał jej wspomnienie, które widziała w odcieniach sepii. Tamtym razem również ich rozdzielono.
Spojrzała na człowieka, który ją odprowadzał. To był ten sam, który ją wtedy prowadził. Powiedział do niej, że zaraz i tak się zobaczą z Sherlockiem.
Tym razem jednak nic nie powiedział.
Gdy tak intensywnie się w niego wpatrywała, w końcu na nią spojrzał.
Powiedział to samo, co wcześniej. A może nie? Ruch jego warg się nie zgadzał. Powiedział coś innego.
- Słucham? – zapytała, marszcząc brwi.
- Pytałem, co się gapisz. – zadarł brodę do góry, zirytowany tym, że nie usłyszała go za pierwszym razem.
- Ja... nic... - pokręciła głową, po czym spuściła wzrok. Przecież nie powie mu, że miał powiedzieć swoją kwestię. To nie była sztuka. To było życie.
Szli pod górę w stronę zamkowej zabudowy. Babet rozglądała się za Sherlockiem, ale nigdzie go nie dostrzegła. W takim razie prowadzili go w zupełnie innym kierunku.
Gdy w końcu dotarli do budynku, ochroniarz zaprowadził ją do niewielkiego pomieszczenia z powybijanymi szybami. Co dziwniejsze, resztki szkła znajdowały się w środku, jakby ktoś z zewnątrz chciał dostać się do środka. Ale to oczywiście było niemożliwe, gdyż okienka były zbyt małe, by przecisnął nawet swoją głowę.
Zaraz potem usłyszała, jak zamykają się za nią drzwi, a potem jak ochroniarz przekręca klucz w drzwiach.
Nie wiedzieć dlaczego, Babet podeszła do zbitego szkła. Zaraz potem pod butami zaczęły pękać jego drobinki, których wcześniej nie zauważyła.
Zdziwiła się, że jej mózg jest tak zaabsorbowany szkłem, więc podniosła wzrok. Przed nią rozciągała się bezkresna stalowoszara woda. W tej chwili uświadomiła sobie, że czuje się klaustrofobiczne na tej wyspie. Wstrząsnął nią silny dreszcz.
Nagle poczuła wibrację w kieszeni płaszcza. Gdy wyjęła telefon, zobaczyła, że to Sherlock.
Plama wspomnienia miała barwę zieleni jej oczu.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...