Tej nocy Sherlock niewiele spał. Musiał przemyśleć, co może się wydarzyć w następnych dniach. Musiał również wymyślić kilka planów działania, które zacznie realizować, gdy stanie się tak, a nie inaczej. Musiał się wszystkiego spodziewać, a co najważniejsze – musiał wiedzieć, jak na to zareagować. Nie mogło być żadnej pomyłki, czy niedociągnięć. Gdyby jednak coś poszło nie tak... skutki mogą być nieodwracalne lub nawet... śmiertelne.
Było już kilka minut po trzeciej, gdy z Pałacu Umysłu coś go wyrwało, zakłóciło jego przewidywanie kolejnych ruchów w tych dziwnych i skomplikowanych szachach, w których istniało duże prawdopodobieństwo, że pomimo znajomości wszystkich zasad gry, jego wróg wykona niedopuszczalny ruch, który jednak będzie musiał zaakceptować i grać dalej.
Otworzył oczy. Spokojnie dotąd śpiąca Babet, wydała z siebie urwany krzyk – jakby zaczęła krzyczeć we śnie, a skończyła w realnym świecie.
Sherlock leżał na boku zwrócony twarzą do niej, tak samo jak dziewczyna, więc już po kilku sekundach ich spojrzenia się spotkały.
Babet wyglądała na przestraszoną. Miała koszmarny sen. Jednak nie dotyczył on Moriartiego, ani nawet strasznego Sherrinforda. Koszmar należał do tych, które nie są związane z naszym życiem. Nie wiemy, skąd się biorą, ale doszukujemy się ich znaczeń w nadziei, iż zdołamy w przyszłości ustrzec się przed nimi. W tym przypadku – iż w końcu znajdziemy sposób na to, by szybciej uciekać przed napastnikiem, który zbliża się do nas nieubłaganie, a my próbując uciekać – tak naprawdę stoimy w miejscu.
- To tylko zły sen... - szepnęła Babet, po czym jej powieki powoli opadły. Po chwili uspokoiła swój oddech.
Babet przeszło przez myśl, że to zadziwiające, iż nadal potrafi śnić zwykłe koszmary, biorąc pod uwagę ostatnie ,,przykre" wydarzenia, których doświadczyła.
Babet też nie może spać.
Dziwisz się?
Nie...
Muszę zrobić wszystko, by była bezpieczna.
Ale czy to wystarczy?
Sherlock upewniwszy się, że dziewczyna ponownie zasnęła, przysunął się do niej niezdarnie, co wywołało lekki drgnięcie dziewczyny. Na szczęście nie obudziła się, a Sherlock położył dłoń na jej talii i przysunął się jeszcze bliżej. Dziwne, ale... lubił jej bliskość. Dlaczego dopiero teraz do tego doszedł?
Jakie to zaskakujące... Wydawało mi się, że gdy kogoś się kocha, można cały czas spędzać z nim. Zapomina się wtedy o całym dotychczasowym życiu, by móc skoncentrować się na tej jednej osobie.
Dlaczego w takim razie nie widzę tego w naszym... naszej relacji?
W moim życiu nie ma dla niej miejsca. Jej życie nigdy nie będzie wyglądało tak jak wszystkich innych ludzi.
Tutaj nie ma na nic czasu. Pracuję na najwyższych obrotach przez cały dzień: to rozwiązuję bieżące zagadki, to rozwiązuję te, które nigdy nie zostały wyjaśnione. W międzyczasie myślę o Moriartym, który gdzieś się ukrywa i tylko czeka, by w odpowiednim momencie wypełznąć na powierzchnię.
Tak nie da się żyć...
Ja mogę tak żyć. Tak zawsze też żyłem. Ale ona? Czy mogę zaoferować jej coś lepszego?
Jego życie bardzo się skomplikowało, a za niedługo miało nadejść to, co nieuniknione. Ale... co potem?
Była godzina siódma, gdy Sherlock się przebudził. Obok siebie zauważył spokojnie śpiącą dziewczynę zwiniętą w kłębek. Odwrócił się na drugi bok i spojrzał na elektroniczny zegar.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...