25. Nie-kończąca się przygoda...

5.7K 294 38
                                    


Babet uśmiechnęła się na powitanie do kobiety, która przed nią stała.

Była to czterdziestolatka o pulchnej figurze. Miała krótko przystrzyżone włosy koloru ciemnego brązu, a jej oczy były ciemnoniebieskie i przenikliwe.

Ubrana była w białą, zwiewną koszulę, pod którą najwidoczniej starała się ukryć to i owo, jeansy z prostą nogawką, ciemnoniebieski sweter i bordowy szalik.

Kobieta miała na nogach buty na grubym obcasie, które z każdym nerwowym przestąpieniem z nogi na nogę, wydawały głośne stuknięcie.

- Witam... - powiedziała słabo kobieta, której cera była blada jak płótno. – Czy zastałam pana Sherlocka Holmesa? – zapytała, nerwowo ściskając dłońmi niewielką bordową torebkę.

- Dzień dobry. Ależ oczywiście... - Babet stanęła bokiem, dając tym samym znać, by kobieta weszła. – Zapraszam na pierwsze piętro. – kobieta poszła chwiejnym krokiem na górę, a zaraz za nią Babet, która wcześniej jeszcze zamknęła drzwi i mimowolnie spojrzała w stronę mieszkania 221 C.

Z drzwi wychylał się Sherrinford, który z zaciekawieniem obserwował kobiety, a gdy napotkał na wzrok Babet, uśmiechnął się do niej szeroko, po czym pomachał dłonią i zniknął w swoim dotychczasowym mieszkaniu.

Babet mimowolnie uśmiechnęła się do niego. Już ją nie przechodziły dreszcze na myśl o Sherrinfordzie. To chyba dobrze... Już się go nie bała. Znaczy... AŻ tak.

Gdy dziewczyna znalazła się w salonie, Sherlock właśnie podawał wodę kobiecie, która siedziała na fotelu Johna.

Babet mogłaby pomyśleć, że Sherlock dziwnie się zachowuje, ale widząc wcześniej twarz kobiety, stwierdziła, że wyglądała ona tak, jakby miała zemdleć, dlatego Sherlock by usłyszeć zagadkę, nie mógł do tego dopuścić.

Klientka podziękowała za wodę, po czym naraz wypiła pół zawartości szklanki.

- W takim razie... Co panią tutaj sprowadza? – zapytał Holmes, który rozpiął guzik swojej marynarki, po czym usiadł na czarnym, skórzanym fotelu naprzeciwko klientki.

Byle ciekawie... Niech to będzie ciekawa sprawa...

Babet usiadła na krześle przy stoliku, znajdując się teraz za plecami Sherlocka.

- Więc... nazywam się Carolyn Horn. Jestem prywatnym detektywem. Chyba... - wzięła głębszy wdech. – Zgubiłam swojego klienta.

Babet była bardzo zaskoczona. Przyszła do nich pani detektyw prosić innego detektywa o pomoc w odnalezieniu klienta? To było dziwne i... nieprofesjonalne. W końcu... Kobieta pewnie od dawna była detektywem. Ale być może sprawa była bardziej skomplikowana. Musiała być...

Natomiast Sherlock uśmiechnął się szeroko.

Nie wierzę w przypadki. Natomiast to... jest bardzo podejrzane. Co jednak nie wyklucza zwykłego zbiegu okoliczności. Przecież... do kogo miałaby się zgłosić taka osoba, jak nie do mnie?

- Znalazłem go. Robert Fincher? – zapytał Sherlock, intensywnie wpatrując się w kobietę, oczekując jej reakcji. Jak tylko zadał pytanie, kobieta była równie zaskoczona, co Babet przed chwilą i... w obecnej chwili również.

- Ja... ja słyszałam, że jest pan dobry, ale nie wiedziałam, że czyta pan w myślach... - powiedziała kobieta, otwierając szeroko oczy.

- Nonsens. – pokręcił głową, założył nogę na nogę, po czym oparł splecione dłonie na udach.

Uczennica Sherlocka HolmesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz