3. M?

10.4K 531 455
                                    


Babet obudziła się pełna energii. Poprzedniej nocy była tak zmęczona, iż nie zwróciła uwagi na pokój, w którym miała spać. Oprócz przyjemnych, męskich perfum – nie zarejestrowała nic szczególnego. Toteż teraz, nie mając nic do roboty – rozejrzała się po pokoju.

Urządzony był prawie tak samo, jak były pokój Johna... znaczy - jej pokój. Tak samo schludnie i minimalistycznie, w ciepłych, pastelowych barwach, które były przyjemne dla oczu. Aż dziwne, że mężczyzna miał taki porządek w pokoju (zwykle kawaler mieszkający samotnie – utrzymuje w domu byle-jaki porządek, by nie powiedzieć, że niezły bajzel), ale w końcu Sherlock nie należał do większości. U niego wszystko było inaczej. A może to tylko Pani Hudson dbała o porządek tego miejsca? A właśnie... coś cicho tam na górze. Może powinna sprawdzić, co z Sherlockiem?

Zwlekła się z łóżka, po czym założyła szlafrok i sprawdziła godzinę na telefonie. Była za pięć jedenasta... Trochę długo spałam, pomyślała, po czym skierowała się do swojego pokoju.

Zapukała do drzwi, które były uchylone.

- Wejdź - usłyszała głos Sherlocka po chwili. Gdy weszła do środka, zastała Holmesa leżącego na łóżku ze złożonymi dłońmi jak do modlitwy, przytkniętymi do podbródka i zamkniętymi oczami. Nawet nie przykrył się kocem. Chyba nie spał tak całą noc?

- Co robisz? – zapytała, marszcząc brwi.

- Myślę... Miałem dużo czasu na myślenie... Nie mogę pojąć, jak można tak długo spać. - nadal miał zamknięte oczy.

- Ech... można. Lubię spać. A poza tym – to czas, kiedy regenerują się komórki nerwowe w mózgu, uszkodzone za dnia, ale o tym pewnie wiesz...

- Naturalnie... Proszę bardzo... - powiedział, po czym oderwał od podbródka jedną dłoń, w której trzymał banknot. – Na dole jest piekarnia. Kup coś... oczywiście nie tylko dla mnie, bo w lodówce nie ma nic... chyba, że jesteś zainteresowana dłonią osiemdziesięciolatka.

- Fuu... - powiedziała, po czym wzięła banknot. – Dobrze, że nie musiałam tam zaglądać.

- Tak też myślałem. – Sherlock powrócił do poprzedniej statycznej pozycji. Babet podeszła do szafy i wyciągnęła z niej kilka ubrań, po czym skierowała się do drzwi. Zwykłe jeansy, czarna bokserka i szary sweter.

- A tak przy okazji... - powiedział Sherlock, w końcu otwierając oczy. – Czy to ja powinienem płacić za twoje wyżywienie? Jestem nauczycielem, to mnie powinni płacić... Coś w rodzaju pensji...- zmarszczył lekko brwi.

- Ale jesteś też desperatem, szukającym ludzi, którzy będą podziwiać twoje niebywałe zdolności... dlatego ty płacisz...

- Możliwe... - przygryzł lekko wargę. Dedukcja dziewczyny zgadzała się w prawie stu procentach – tych kilka procent, których nie odgadła – należało do chęci przekazania wiedzy, jaką posiada.


Babet niedługo potem wróciła do domu z ciepłym pieczywem. Miała szczęście, że nie wykupiono wszystkiego. Normalni ludzie byli już w pracy, co oznacza, że już dawno byli po śniadaniu i szansa na dostanie czegoś w piekarni, była niewielka.

Postawiła wodę na gotowanie, po czym zaczęła szukać filiżanek. Znalezienie czegokolwiek w, na pozór małej kuchni, było wyczynem. Pomijając fakt, że w lodówce była dłoń i jakieś słoiki z płynami o nieznanym pochodzeniu oraz kilka magazynków schowanych po półkach – znalezienie tacy, łyżeczek, cukru i śmietanki – było niezłą zagadką.

Zrobiła kawę, po czym ułożyła wszystko na tacy.

- Rogaliki maślane... - powiedział Sherlock, spoglądając na tacę, którą Babet położyła na podłodze.

Uczennica Sherlocka HolmesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz