Babet obudziła się pełna energii. Poprzedniej nocy była tak zmęczona, iż nie zwróciła uwagi na pokój, w którym miała spać. Oprócz przyjemnych, męskich perfum – nie zarejestrowała nic szczególnego. Toteż teraz, nie mając nic do roboty – rozejrzała się po pokoju.
Urządzony był prawie tak samo, jak były pokój Johna... znaczy - jej pokój. Tak samo schludnie i minimalistycznie, w ciepłych, pastelowych barwach, które były przyjemne dla oczu. Aż dziwne, że mężczyzna miał taki porządek w pokoju (zwykle kawaler mieszkający samotnie – utrzymuje w domu byle-jaki porządek, by nie powiedzieć, że niezły bajzel), ale w końcu Sherlock nie należał do większości. U niego wszystko było inaczej. A może to tylko Pani Hudson dbała o porządek tego miejsca? A właśnie... coś cicho tam na górze. Może powinna sprawdzić, co z Sherlockiem?
Zwlekła się z łóżka, po czym założyła szlafrok i sprawdziła godzinę na telefonie. Była za pięć jedenasta... Trochę długo spałam, pomyślała, po czym skierowała się do swojego pokoju.
Zapukała do drzwi, które były uchylone.
- Wejdź - usłyszała głos Sherlocka po chwili. Gdy weszła do środka, zastała Holmesa leżącego na łóżku ze złożonymi dłońmi jak do modlitwy, przytkniętymi do podbródka i zamkniętymi oczami. Nawet nie przykrył się kocem. Chyba nie spał tak całą noc?
- Co robisz? – zapytała, marszcząc brwi.
- Myślę... Miałem dużo czasu na myślenie... Nie mogę pojąć, jak można tak długo spać. - nadal miał zamknięte oczy.
- Ech... można. Lubię spać. A poza tym – to czas, kiedy regenerują się komórki nerwowe w mózgu, uszkodzone za dnia, ale o tym pewnie wiesz...
- Naturalnie... Proszę bardzo... - powiedział, po czym oderwał od podbródka jedną dłoń, w której trzymał banknot. – Na dole jest piekarnia. Kup coś... oczywiście nie tylko dla mnie, bo w lodówce nie ma nic... chyba, że jesteś zainteresowana dłonią osiemdziesięciolatka.
- Fuu... - powiedziała, po czym wzięła banknot. – Dobrze, że nie musiałam tam zaglądać.
- Tak też myślałem. – Sherlock powrócił do poprzedniej statycznej pozycji. Babet podeszła do szafy i wyciągnęła z niej kilka ubrań, po czym skierowała się do drzwi. Zwykłe jeansy, czarna bokserka i szary sweter.
- A tak przy okazji... - powiedział Sherlock, w końcu otwierając oczy. – Czy to ja powinienem płacić za twoje wyżywienie? Jestem nauczycielem, to mnie powinni płacić... Coś w rodzaju pensji...- zmarszczył lekko brwi.
- Ale jesteś też desperatem, szukającym ludzi, którzy będą podziwiać twoje niebywałe zdolności... dlatego ty płacisz...
- Możliwe... - przygryzł lekko wargę. Dedukcja dziewczyny zgadzała się w prawie stu procentach – tych kilka procent, których nie odgadła – należało do chęci przekazania wiedzy, jaką posiada.
Babet niedługo potem wróciła do domu z ciepłym pieczywem. Miała szczęście, że nie wykupiono wszystkiego. Normalni ludzie byli już w pracy, co oznacza, że już dawno byli po śniadaniu i szansa na dostanie czegoś w piekarni, była niewielka.
Postawiła wodę na gotowanie, po czym zaczęła szukać filiżanek. Znalezienie czegokolwiek w, na pozór małej kuchni, było wyczynem. Pomijając fakt, że w lodówce była dłoń i jakieś słoiki z płynami o nieznanym pochodzeniu oraz kilka magazynków schowanych po półkach – znalezienie tacy, łyżeczek, cukru i śmietanki – było niezłą zagadką.
Zrobiła kawę, po czym ułożyła wszystko na tacy.
- Rogaliki maślane... - powiedział Sherlock, spoglądając na tacę, którą Babet położyła na podłodze.

CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...