38. Euros to...

2.8K 183 54
                                    

Sherlock zorientował się, że taksówka nie jedzie pod wskazany przez niego adres, tylko gdzieś indziej. Babet oczywiście nie zauważyła tego, gdyż już zaczęła przysypiać z głową opartą o szybę samochodu. W końcu nie musiała być cały czas czujna, jeśli obok był Sherlock.

- Gdzie jedziemy? – zapytał kierowcy.

- Do pana Mycrofta, kimkolwiek on jest... Najwyraźniej pana zna. W takim razie kim on jest? – kierowca zdaje się, że zainteresował się tajemniczym rozmówcą, który prawie od tak, ,,nakłonił" go do zmiany trasy.

- Odpowiedz sobie sam na to pytanie, skoro może każdemu mówić, co ma robić – odpowiedział szybko. Nie miał teraz czasu na rozmowy z kierowcą. Ściślej: on nigdy z nimi nie rozmawiał. Jeśli stłumi rozmowę w zarodku, byś może taksówkarz nie będzie do niego mówił. Jeśli dasz choćby cień szansy taksówkarzowi, iż będziesz z nim rozmawiać... skończy się to źle dla twojego mózgu.

Mycroftowi najpewniej nie chciało się jechać na Baker Street o tej porze, więc to Sherlock musi pofatygować się do niego. Zapowiadała się długa podróż poza granice Londynu.

- Babet? – dziewczyna usłyszała cichy i ciepły szept przy swoim uchu, co cudownie wyprowadziło ją z lekkiej ,,hibernacji". W momencie przeszły ją ciarki po całym ciele. Mogła być tak budzona codziennie. Może i była. Jednak pamiętała tylko pobudki, gdzie budziła ją głośna wibracja telefonu, gdy mieszkała jeszcze z rodzicami. Nie pamiętała, jak budziła się na Baker Street.

- Hmm? – rozejrzała się półprzytomnym wzrokiem po otoczeniu. – To chyba nie jest Baker Street... - powiedziała ledwo słyszalnie, przecierając jedno oko. Coś w jej wypowiedzi wydało jej się dziwne, więc od razu zaczęła szybciej oprzytomniać. – Dlaczego? – spojrzała na niego pytająco, mrugając powiekami, by szybciej dojść do siebie.

- Bo jesteśmy u Mycrofta... - powiedział, po czym wyszedł z taksówki.

Nie mógł jej tutaj przecież zostawić. Nie chciał jej budzić, ale gdyby została w taksówce, istniałaby szansa, że być może ktoś zechce ją porwać. Poza tym Sherlock woli mieć ją przy sobie.

- To akurat ma sens... - Babet wyszła z samochodu i poczuła się onieśmielona miejscem, do którego właśnie trafiła. – Ale tutaj jest pięknie... - rozejrzała się. Dużo drzew, które otaczały stary dom w bardzo dobrym stanie. Chętnie w takim by zamieszkała, gdyby Baker Street nigdy nie istniało.

- Ktoś tutaj lubi dawne czasy... - zrównali kroku, idąc po żwirowej drodze.

- Mówisz o mnie, czy o Mycrofcie? – zapytała. Czy to było dobrze, że mieli podobne gusta? To chyba nie miało dla Sherlocka większego znaczenia. Chyba, że chodziło o gust Babet. Wtedy dobrze jest wiedzieć, co lubi. Ale o słabości do antyków wiedział już od czasu jej wprowadzki, gdy w jej pokoju pojawiła się zabytkowa toaletka. Chociaż nie... wcześniej: nawet jej elegancki ubiór o tym mówił.

- A i jeszcze coś... - zatrzymał się nagle, a żwir pod jego butami zgrzytnął złowrogo. – Jestem wściekły na Mycrofta za to co Tobie zrobił. Ty również powinnaś, nawet, jeśli tego nie pamiętasz... Oczywiście to tylko rada. Nie mogę przecież narzucić ci toku rozumowania. – w miarę wypowiadania tych słów, do jego głowy dochodziła myśl, że Babet jest człowiekiem, który nie musi go słuchać, że jest tym konkretnym człowiekiem, któremu nawet nie śmie nic nakazywać.

- Sherlocku czytałam o projekcie H.O.U.N.D. To było podłe, naprawdę. Ale nie odczuwam do niego zupełnie niczego. – wzruszyła ramionami. Nie może przecież nienawidzić ot tak. O powodzie niestety zapomniała. - Jeśli będzie dzisiaj dla mnie miły, nie będę miała powodu, by go w tej chwili nienawidzić. Słusznie zakładasz, że NIE możesz mi niczego wmówić. – uśmiechnęła się z satysfakcją. Sherlock pożałował swoich słów. Mógł jej powiedzieć, że to rozkaz albo zadanie na dzisiaj. Chociaż nie, nie mógł. Ustalił już to wcześniej. Wrócił do punktu wyjścia. Ale... Mycroft śmiał ,,podnieść na nią rękę", więc powinien być za to karany aż do śmierci, a przynajmniej powinno mu się o tym przypominać cały czas. Chociaż Mycroft jest zupełnym soplem lodu, dlatego Sherlock zastanawiał się, czy swoimi działaniami wywołuje jakieś choćby minimalne poczucie winy u starszego brata.

Uczennica Sherlocka HolmesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz