1* Wesele Johna

3.9K 272 75
                                    

Oto i bonus, którym chcę podziękować wam, moim Czytelnikom ^^ Oczywiście pisząc ten rozdział, zaginam czasoprzestrzeń mojej powieści, więc taka sytuacja – nigdy się nie wydarzyła, niestety. Nie przedłużając... Jest taki moment w serialu ,,Sherlock", który moim zdaniem jest najsmutniejszy. Oczywiście było wiele momentów, które nas dołowały i smuciły. Jednak wydaje mi się, że ta scena jest najsmutniejsza. Wiele razy widziałam ją w głowie. Za każdym razem przerabiałam ją, by zmienić ją na lepszą. Jeśli mogłabym (a jak widzicie – teraz mogę) ją zmienić lub dopisać – wyglądałaby właśnie tak...


Sherlock odstąpił od Mary i Johna. Zauważył przed chwilą, że nie może dłużej przy nich być. Był... jak to ludzie mówią? Jak Piąte koło u wozu? Teraz zajęci byli sobą. W ich związku nie było miejsca na inną osobę.

Rozejrzał się po sali bankietowej w poszukiwaniu swojej pary. Dostrzegł ciemnowłosą kobietę, Janine, która spojrzała w jego stronę. Uśmiechnął się, już chcąc iść do niej, jednak gestem dłoni pokazała mu, że już ma parę. Sherlock w tym momencie poczuł, że nie pasuje do tego miejsca.

Nikt go tutaj nie chce, znaczy... Nie ma nikogo, z kim mógłby teraz spędzać czas. Poczuł ukłucie w sercu, oraz coś jakby pustkę. Dokładnie nie wiedział, co odczuwa, ale nie chciał być tutaj ani chwili dłużej. Nic tu po nim.

Sherlock wyszedł z sali bankietowej szybkim krokiem. Postawił kołnierz płaszcza, po czym włożył dłonie do kieszeń.

Natrętne myśli nie dawały mu spokoju. Dziwne uczucie. Smutek. Ściskanie w sercu... Nieprzyjemne uczucie.

Westchnął cicho, idąc wąską uliczką przed siebie. Gdy przechodził obok wysokiego, liściastego drzewa, coś zaszeleściło w jego koronie. Sherlock przystanął, po czym spojrzał w stronę dochodzącego szelestu. Zmarszczył brwi. Szelest się nasilił. Zaraz potem jakaś postać wyłoniła się z zieleni, a właściwie... spadła z gracją na kamienną ścieżkę.

Przed nim stanęła...

Bystre, zielone oczy... Zarumienione policzki... Wesoły uśmiech na twarzy... Rozwiane, blond włosy...

Babet.

- Co ty tutaj robisz? Przecież miałaś być jeszcze tydzień we Francji na wakacjach... - powiedział zaskoczony. Co jednak nie zmieniało faktu, że bardzo ucieszył się z tego, że jej wakacje już dobiegły końca.

Babet na jego słowa przewróciła oczami.

- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytała, przekrzywiając głowę na bok. – Nawet ubrałam się... - rozchyliła płaszcz, pod którym Sherlock zauważył błękitny materiał sukni. – Chciałam być na ślubie (zdecydowałam się w ostatnim momencie), jednak lot się opóźnił i jestem dopiero teraz. – westchnęła.

- Już po ślubie. Praktycznie po weselu też. Nie mogłaś zaczekać na Baker Street?

- Nie... - pokręciła głową, marszcząc brwi. – Przyszłam specjalnie dla ciebie... - uśmiechnęła się kącikiem ust.

- W jakim celu? – zapytał Sherlock, nie rozumiejąc. Skoro nie przyszła na ślub, to co tutaj robiła?

- Kiedyś powiedziałeś mi, że lubisz tańczyć. Wesele to doskonała okazja na to. A... znając ciebie... już zdążyłeś do siebie zrazić wszystkich. Pewnie żadna z kobiet nie chciała z tobą zatańczyć, skoro tak szybko wyszedłeś. Co jednak dobrze się składa... więc? – zapytała wyczekująco, wiedząc doskonale, że Sherlock jej nie odmówi.

- A co robiłaś na drzewie? Nie mogłaś wejść do środka? – Sherlock dopiero zaczynał przesłuchanie. Nie zamierzał jeszcze odpowiadać na jej ostatnie pytanie.

Uczennica Sherlocka HolmesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz