Oto i bonus, którym chcę podziękować wam, moim Czytelnikom ^^ Oczywiście pisząc ten rozdział, zaginam czasoprzestrzeń mojej powieści, więc taka sytuacja – nigdy się nie wydarzyła, niestety. Nie przedłużając... Jest taki moment w serialu ,,Sherlock", który moim zdaniem jest najsmutniejszy. Oczywiście było wiele momentów, które nas dołowały i smuciły. Jednak wydaje mi się, że ta scena jest najsmutniejsza. Wiele razy widziałam ją w głowie. Za każdym razem przerabiałam ją, by zmienić ją na lepszą. Jeśli mogłabym (a jak widzicie – teraz mogę) ją zmienić lub dopisać – wyglądałaby właśnie tak...
Sherlock odstąpił od Mary i Johna. Zauważył przed chwilą, że nie może dłużej przy nich być. Był... jak to ludzie mówią? Jak Piąte koło u wozu? Teraz zajęci byli sobą. W ich związku nie było miejsca na inną osobę.
Rozejrzał się po sali bankietowej w poszukiwaniu swojej pary. Dostrzegł ciemnowłosą kobietę, Janine, która spojrzała w jego stronę. Uśmiechnął się, już chcąc iść do niej, jednak gestem dłoni pokazała mu, że już ma parę. Sherlock w tym momencie poczuł, że nie pasuje do tego miejsca.
Nikt go tutaj nie chce, znaczy... Nie ma nikogo, z kim mógłby teraz spędzać czas. Poczuł ukłucie w sercu, oraz coś jakby pustkę. Dokładnie nie wiedział, co odczuwa, ale nie chciał być tutaj ani chwili dłużej. Nic tu po nim.
Sherlock wyszedł z sali bankietowej szybkim krokiem. Postawił kołnierz płaszcza, po czym włożył dłonie do kieszeń.
Natrętne myśli nie dawały mu spokoju. Dziwne uczucie. Smutek. Ściskanie w sercu... Nieprzyjemne uczucie.
Westchnął cicho, idąc wąską uliczką przed siebie. Gdy przechodził obok wysokiego, liściastego drzewa, coś zaszeleściło w jego koronie. Sherlock przystanął, po czym spojrzał w stronę dochodzącego szelestu. Zmarszczył brwi. Szelest się nasilił. Zaraz potem jakaś postać wyłoniła się z zieleni, a właściwie... spadła z gracją na kamienną ścieżkę.
Przed nim stanęła...
Bystre, zielone oczy... Zarumienione policzki... Wesoły uśmiech na twarzy... Rozwiane, blond włosy...
Babet.
- Co ty tutaj robisz? Przecież miałaś być jeszcze tydzień we Francji na wakacjach... - powiedział zaskoczony. Co jednak nie zmieniało faktu, że bardzo ucieszył się z tego, że jej wakacje już dobiegły końca.
Babet na jego słowa przewróciła oczami.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytała, przekrzywiając głowę na bok. – Nawet ubrałam się... - rozchyliła płaszcz, pod którym Sherlock zauważył błękitny materiał sukni. – Chciałam być na ślubie (zdecydowałam się w ostatnim momencie), jednak lot się opóźnił i jestem dopiero teraz. – westchnęła.
- Już po ślubie. Praktycznie po weselu też. Nie mogłaś zaczekać na Baker Street?
- Nie... - pokręciła głową, marszcząc brwi. – Przyszłam specjalnie dla ciebie... - uśmiechnęła się kącikiem ust.
- W jakim celu? – zapytał Sherlock, nie rozumiejąc. Skoro nie przyszła na ślub, to co tutaj robiła?
- Kiedyś powiedziałeś mi, że lubisz tańczyć. Wesele to doskonała okazja na to. A... znając ciebie... już zdążyłeś do siebie zrazić wszystkich. Pewnie żadna z kobiet nie chciała z tobą zatańczyć, skoro tak szybko wyszedłeś. Co jednak dobrze się składa... więc? – zapytała wyczekująco, wiedząc doskonale, że Sherlock jej nie odmówi.
- A co robiłaś na drzewie? Nie mogłaś wejść do środka? – Sherlock dopiero zaczynał przesłuchanie. Nie zamierzał jeszcze odpowiadać na jej ostatnie pytanie.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...