Godzina 20.05 Czas – start.
Sherlock napisał szybko wiadomość, po czym wysłał ją. Teraz musi tylko poczekać. Nie wątpił, że jego wiadomość nie zostanie zignorowana, jednakże... igrać z ogniem, tylko po to by ujarzmić bestię – było ryzykowne. Czy było warto?
Sherlock spojrzał na Babet, która wpatrywała się w nocne niebo.
Dla niej? Warto.
Z daleka zaczęło ich dobiegać wycie syren, zwiastujące zbliżanie się policji.
- Może wrócisz na Baker Street? – zapytał Sherlock, spoglądając na Babet, która była cała przemoczona – nie licząc płaszcza, który ofiarował jej Sherlock, gdy wyciągnął ją ze stawu.
- Nie ma mowy... jest mi całkiem ciepło. Mogę nawet oddać ci płaszcz... - nie chciała wracać do mieszkania przed rozwiązaniem zagadki, chociaż... została już poniekąd rozwiązana.
- Nie, nie... - pokręcił głową. Miał koszulę i marynarkę, więc było mu ciepło. – Co robisz? Powiedziałem, że nie chcę płaszcza... - powiedział, gdy zobaczył, że dziewczyna rozpina guziki swojego okrycia.
- Mam lepszy pomysł. Płaszcz jest jeszcze suchy, więc... Sherlock, dobrze by było, gdybyś się teraz odwrócił... - płaszcz Sherlocka już leżał na ziemi. Teraz dziewczyna rozpinała guziki swojego wojskowego płaszcza.
-Yyy... dobrze... - Sherlock odwrócił się zmieszany. Babet szybko zdjęła z siebie mokre ubrania, zostając w samej bieliźnie i butach, po czym założyła płaszcz Sherlocka i zapięła guziki. Teraz była prawie sucha. Tylko jej buty wydawały dziwne dźwięki, gdy przestępowała z nogi na nogę.
- Już się przebrałam... - oznajmiła Sherlockowi, po czym położyła mokre ubrania na ziemi. Ze swojego płaszcza wydobyła telefon i sprawdziła, czy działa. Działał, w końcu producenci zapewniali, że jest wodoodporny, ale nigdy nic nie wiadomo.
Sherlock odwrócił się i spojrzał na dziewczynę. Stwierdził, że wygląda... słodko? w jego płaszczu.
- Mądrze wybrnęłaś. Teraz nie musimy wracać na Baker Street... - podszedł do niej blisko, po czym założył kołnierz jej płaszcza tak, że teraz ciasno opatulał szyję i (do tej pory odkryty) dekolt dziewczyny. – Nie mam czasu chodzić z tobą po lekarzach... – powiedział, usprawiedliwiając swoje postępowanie. O... czyli chodziłby z nią, gdyby zachorowała?
Babet uśmiechnęła się lekko. Sherlock powinien ugryźć się w język za każdym razem, gdy coś robi (według niego) dziwnego. Z jednej strony miły gest, z drugiej – sprzeczny komentarz. I jak tu domyślić się, o co tak naprawdę mu chodzi?
Równo z zatrzymaniem się dwóch pojazdów policyjnych – zatrzymała się również czarna ciężarówka.
Jeden z policjantów chciał odprawić nieoznakowaną ciężarówkę, ale mężczyzna, który uchylił szybę w samochodzie, zaczął z nim dyskutować. Babet nie słyszała słów, a z tej odległości nie widziała za bardzo ruchu warg mężczyzny z ciężarówki. Ciekawe – czy mogłaby odczytać z nich, co mówi mężczyzna? Sherlock na pewno posiadał taką zdolność... musi zacząć się tego uczyć.
Do Detektywów podszedł Lestrade.
- Sherlock... Babet... - skinął im na przywitanie. – Nie jestem pewien, czy Scotland Yard może mieszać się w sprawy Rządu. Zabito agenta, więc podejrzewam, że... - do Lestrada podszedł policjant, który miał pozbyć się ciężarówki.
- Sir? Można na słowo? – zapytał zmieszany, patrząc na dziwną parę, która stała obok jego przełożonego.
- Mów, o co chodzi, Wood.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...