11. ,,Wszystko dobre, co się..."

7K 402 214
                                    

Gdy Babet w końcu znalazła się w pokoju, zobaczyła Sherlocka, który kucał przy łóżku. W dłoni trzymał małe szkło powiększające, które po zatrzaśnięciu wyglądało jak małe, czarne pudełeczko.

- Krew nie jest świeża. Dziewczyny od dawna tutaj nie ma. Idziemy do ruin. - zatrzasnął szkiełko, po czym szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Babet znów musiała za nim biec. Sherlock podejrzewał, że Rytuał przemiany miał się niebawem zacząć. Zawołał Toma, a następnie polecił mu, by zabrał ze sobą strzelbę i jechał z nimi do ruin. Po drodze wytłumaczył lokajowi, co się stało i co miało się stać, jeśli nie zapobiegną tragedii. Pomimo wszystko Sherlock był spokojny, a przecież musiał zauważyć, że wampir wyskoczył przez okno z drugiego piętra, pomyślała Babet. Sherlock nie przejął się tym zbytnio, gdyż zauważył małą rysę na framudze drewnianego okna, która sugerowała, iż ktoś zaczepił się niewielkim hakiem o nią. Mistrz był wczoraj w pokoju Samanthy i albo wszedł przez okno, albo zdołał wtargnąć do domu przez któreś z wejść, a potem opuścił się na linie, zabierając ze sobą dziewczynę.

Babet była zdenerwowana. Nie wiedziała tylko, czy to przez dziewczynę, która miała zostać zabita, czy przez to, że Sherlock był zupełnie obojętny. Może tym razem chłodno analizował fakty, nie pozwalając wyobraźni dojść do głosu? Był przygotowany, że cokolwiek zobaczy, nie to będzie prawdą. Wszystko wyprze.

Najpierw jechali bardzo szybko, po czym zwolnili niedaleko ruin. Sherlock nie chciał, by Sabat usłyszał, że ktoś przyjechał. Musieli się tam wkraść niezauważenie... i w pewnym momencie pokrzyżować plany Mistrzowi. O ile nie było za późno.

Wielka, kamienna płyta była podniesiona. Nie mylili się. Tej nocy miała zostać przelana niewinna krew.

Powoli zaczęli schodzić po schodach: pierwsze Sherlock, potem Babet, a na końcu Wilson. Holmes nawet nie zaświecił latarki, by nie zostali zauważeni, więc szli w całkowitym mroku. Babet ostrożnie schodziła po schodach. Jeden fałszywy krok, który zdradzi, że ktoś nieproszony zjawił się na ceremonii. Z drugiej strony mogłaby się poślizgnąć i spaść, co było jednak równoznaczne z narobieniem hałasu.

Pech chciał, że teraz źle stanęła i gdyby nie chwyciła się ramienia Sherlocka, spadłaby na sam dół.

Dobrze, że nie krzyknęła. Sherlock spojrzał na nią w ciemności i skarcił ją wzrokiem. Babet tylko zrobiła kwaśną minę, a Holmes przewrócił oczami, po czym chwycił dziewczynę pod ramię. Babet nawet nie protestowała. Dobrze, że czasem o niej myślał. No może nie tylko czasem...

Sherlock przecież nie mógł pozwolić, by ich zdemaskowała. Nie chciał też, żeby coś sobie zrobiła. A poza tym musieli się spieszyć. Nie wiadomo, co już się wydarzyło, może nawet... było już za późno?

Gdy w końcu zeszli na dół bez większych problemów, Sherlock puścił dziewczynę, po czym na migi pokazał jej, żeby trzymała się przy Wilsonie. On zdecydował, że pójdzie przodem.

Dziewczyna nie śmiała protestować. Sherlock zabiłby ją, gdyby odważyła się przeszkadzać w tak ważnym momencie jeszcze niedokonanej zbrodni.

Zaczęli iść przed siebie. W lochach panował mrok, ale z daleka docierało do nich światło, które padało z Sali tortur przez otwarte na oścież drzwi. Dobiegał ich również odgłos jakiś mruczeń, jakby Sabat, o coś się modlił.

- Wampiry! Moje dzieci Nocy! – wszystkie głosy umilkły, a głos zabrał Mistrz. Miał ciekawą barwę głosu, lekko zachrypniętą.

Sherlock przyspieszył. W końcu znalazł się w sali. Zatrzymał się przy wejściu. Zobaczył grupę kilkunastu młodych ludzi (czy wampirów) ubranych na czarno. Stali półokręgiem, skierowani w stronę ,,ołtarza", za którym stał Mistrz.

Uczennica Sherlocka HolmesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz