Rozdział 21

19 5 8
                                    

Delikatnie pogłaskałam kocicę po łebku. Miała niezwykle puszystą sierść. Ona tylko się na mnie spojrzała. Miała dziwny wyraz oczu. Czy to coś znaczy?

Podeszłam do pieska, który aktualnie próbował wymusić od swojej pani trochę gilania, jednak ta totalnie go olewała, rozmawiając z moim strażnikiem. Ja, próbując ratować sytuację, wzięłam zwierzę na ręce. Piesek machał ogonkiem.

-Eee... babciu, jak nazywa się ten pies?

-On? Wabi się Hector (czyt. Hektor).

-A ona? Kotka?

-Anni.

-Dwa słodziaki.

-Tak, ale Anni jest tutaj w sprawach...-chciała dokończyć Jasmine, ale Thomas jej przerwał.

-Moja droga, cicho.

-Już, już-obruszyła się moja babcia.

Thom z niezadowoleniem pokręcił głową.

O co im chodzi?

No chyba dowiem się tego w swoim czasie.

Nagle zakręciło mi się w głowie. Zobaczyłam małe i lśniące gwiazdki przed oczami.

Upadłam na podłogę. Poczułam ostry ból w tyle mojej głowy.

-Thomas! Ona zasłabła!-szybko zareagowała moja babcia, podbiegając do mnie.-Skarbie, mów co się stało.

-Róża... Ona... Umiera. Ratujcie różę. Coś się jej stało. Szybko...-powiedziałam słabo.

Kątem oka zobaczyłam jak Jasmine patrzy na Thoma.

Zaczęli nerwowo biegać po całym domu.

Potem już nastała ciemność.

Oczami Anni:

Wiedziałam że tak się stanie! Kate zasłabła! to było jasne. Mówiłam o tym Jasmine, ale ona nic. Miała w nosie moje ostrzeżenia!

Wyskoczyłam przez otwarte na oścież okno i popędziłam zatłoczonymi ulicami Nowego Yorku w kierunku domu Katherine.

Gdy dobiegłam do apartamentu usłyszałam kroki w środku.

Na szczęście okno było otwarte.

Jak najciszej potrafiłam weszłam do środka. Zastałam tam nikogo innego jak Vladimira we własnej osobie. Ten głupi starzec wygadał mu wszystko.

-O, witaj Anni-powiedział mężczyzna.-Dawno się nie widzieliśmy, nie uważasz?

-Chyba to dobrze. Może i jesteś ojcem Kate, ale to nie znaczy, że możesz ją zabić! Nie kochasz własnej córki?

-Hmm... Kocham. Ale stałem się lepszym człowiekiem, odkąd zostałem przemieniony.

-A czy ciebie w ogóle można nazwać człowiekiem? W tym momencie jesteś raczej bezlitosną bestią, która zabije każdego, nawet jeśli jest niewinny.

-Och, prorocze słowa. Może zaraz ty umrzesz?

Zrobiłam srogą minę. Jeśli byłabym kotem w tym momencie, musiałoby to wyglądać bardzo zabawnie.

Jednak stałam tutaj, na dwóch, ludzkich nogach. Ja, Anni Cross.

-To zmierz się ze mną, ojcze!-zawołałam.

-Och, starsza siostrzyczka chce ratować młodszą. Jak słodko.

-Zaraz się rozpłynę z tej słodyczy-odparłam złośliwie.

-Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne-powiedział groźnie Vladimir.

Dobra, trochę się wystraszyłam. Ale dam radę.

-Zostaw tą różę!

-A czemu?

-Bo zabijesz Kate!-powiedziałam rozpaczliwie.

-I co?

-To jest twoja córka!

Oczami Vladimira:

Nagle poczułem dziwne uczucie.

-I co?

-To jest twoja córka!

Na twarzy Anni była wymalowana rozpacz.

Poczułem ból.

Współczucie.

Złość.

Smutek.

Strach.

I... Miłość.

I czy teraz złamać tą różę na pół?

Moja najmłodsza córeczka zginie. Ale czemu?

Przecież tego nie chcę.

Chcę aby żyła.

I co mam zrobić?

Spojrzałem na Anni. Później mój wzrok padł na kwiat, który trzymałem w dłoniach.

Nie mogę jej złamać.

-Tata!-zawołała moja kochana Annie.

-Cześć skarbie!

Niedługo na świat ma przyjść kolejne dziecko.

-Cześć John-powiedziała moja ciężarna żona.

-Witaj-odparłem i pocałowałem ją czule.

-Fu!-zawołała Anni, i odbiegła.

Kocham to dziecko.

I to które jest teraz w brzuszku mamy.

Mojej kochanej żony.

Nagle przed oczami mignęła mi wizja.

I co mam teraz zrobić?

**********************

Trochę dłuższy rozdział, ale chyba nie ma problemu.

Zbliżamy się do końca książki!

Chcę aby pierwsza część miała 35 rozdziałów, a druga jakoś 45, może trochę więcej.

A uwierzcie mi, jest ogrom pracy, nawet nad jednym rozdziałem.

Pozdrawiam! York289 :-*

EpidemiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz