Prolog

23.8K 705 71
                                    

Po raz kolejny przemykałam korytarzem gimnazjum, starając się być niewidzialną. Robiłam tak od trzech lat. Pewnie pomyślicie, że mam coś z głową, w końcu to powinien być okres, w którym zdobywam najwięcej przyjaciół i znajomości. Może by tak było, gdyby nie jeden znaczący fakt. Jestem brzydka. Nie w stereotypowy sposób. Po prostu nie wyglądam tak jak inne dziewczyny. Nie mam długich, lśniących włosów. Moje ciało nie jest idealne jak większości lubianych dziewczyn. Nie mam bogatych rodziców i ubrań od projektantów. Jestem zwyczajna tak bardzo jak tylko mogę być. Rozejrzałam się po bardzo długim korytarzu i z ulgą stwierdziłam, że nikogo na nim nie ma. Lekcje skończyłam 10 minut temu, ale siedziałam w łazience w obawie przed grupą osób, która wyjątkowo mocno mnie nie lubi. Chociaż "nie lubi" to w tym przypadku bardzo łagodne określenie. Oni mnie wręcz nienawidzili. nakryłam głowę kapturem i zaczęłam biec w kierunku wyjścia ze szkoły. Nagle poczułam mocne szarpnięcie, przez które straciłam równowagę i runęłam do tyłu. Poczułam straszny ból w tylnej części ciała, ale zniknął, gdy zobaczyłam kto był sprawcą mojego upadku.

- Andracass, dawno się nie widzieliśmy - rzucił najwyższy z moich oprawców.

John, Cam i Alan to postrach całej szkoły. To trójka niepozornych gimnazjalistów, którzy znajdują sobie jedną ofiarę i zamieniają jej życie w piekło. W tym przypadku byłam nią ja.

- Dajcie mi spokój, proszę - powiedziałam cicho, nie patrząc się im w oczy.

- Oj, daj spokój, chcemy się tylko pobawić, chłopczyku - odparł Alan, po czym złapał za moją bluzę.

Chłopak miał strasznie dużo siły. Bez problemu podniósł mnie z podłogi i przyparł do szafek stojących pod ścianą. Kiedy moje plecy zderzyły się z chłodną powierzchnią poczułam, że zaczyna brakować mi tlenu. Była to oznaka mojego panicznego strachu.

- Gdzie się podziały twoje cycki, frajerze?

- Przecież to chłopak, nie ma cycków! - ryknął Cam, a jego koledzy odpowiedzieli mu śmiechem.

- Ale fujarki też nie ma!

- Dobrze, że jego matka jest dobrą dupą! Pewnie jest zła, że ma takiego zniewieściałego synka.

Ich docinki nie miały końca. Dzień w dzień musiałam znosić to, że traktowali mnie jak chłopca. Nic nie mogłam poradzić na to, że łzy same wypływały z moich oczu. Nawet to nie powstrzymało ich przed ranieniem mnie.

- Chłopaki, patrzcie! Nie dość, że to pedał to jeszcze ryczy jak baba! Zrób mu zdjęcie!

Alan, który cały czas przypierał mnie do szafki odsunął się i wyciągnął z kieszeni telefon. Osunęłam się w dół i schowałam głowę między kolanami. Jeden z nich, nie wiem który, zacisnął pięść na moich włosach i uniósł moją głowę do góry.

- Puść mnie! - krzyknęłam przez łzy, czując jak cebulki moich włosów zostają wyrwane.

- Rób fotkę, stary!

Nie mam pojęcia jak długo trwała ta "niewinna" zabawa. Kiedy przestałam reagować na ich docinki i ból, który sprawiali mi psychicznie i fizycznie, odeszli. Najzwyczajniej w świecie zostawili mnie na pustym korytarzu, gdzie normalnie roiło się od ludzi. Teraz jak na złość nie było nikogo. Ani jednej żywej duszy, która mogłaby mi pomóc. Przeczekałam chwilę, aż łzy przestaną lecieć po moich policzkach. Nie mogłam pokazać się mamie w takim stanie. Powiedziałam jej, że wszystko jest już w porządku i nawet znalazłam koleżanki. Oczywiście było to wierutne kłamstwo, ale nic nie mogłam na to poradzić. Mama była jedną z nielicznych osób, z którymi w ogóle rozmawiałam. Oczywiście był jeszcze Shane. Pewnie zastanawiacie się, kim jest Shane. Otóż ten cudowny osobnik jest moim chłopakiem. Jest dwa lata starszy ode mnie i, cóż, jest jedyną osobą, dla której nie liczy się mój wygląd. Poznaliśmy się przypadkiem i tak już zostało. Byłam z nim od trzech tygodni, ale czułam, że jest wyjątkowy. Że nasza relacja jest wyjątkowa. Mieliśmy się dzisiaj spotkać, więc musiałam wyglądać na szczęśliwą. Nie mogłam pokazać mu się w takim stanie. Szybko poprawiłam rozczochrane włosy i rozciągniętą bluzę. Zarzuciłam plecak na plecy i wytarłam mokre policzki. Szybkim krokiem ruszyłam w drogę powrotną do szkoły. Mój dom znajdował się niecały kilometr od gimnazjum, więc powrót nie zajął mi dużo czasu. Zobaczyłam na podjeździe motocykl Shane'a. Nie musiałam przywoływać na twarzy sztucznego uśmiechu, ponieważ naprawdę się ucieszyłam. Biegiem rzuciłam się do drzwi wejściowych. Weszłam do środka, ale nikogo nie zastałam ani w salonie, ani w kuchni. Pewnie czeka w moim pokoju, pomyślałam i ruszyłam na górę. Kiedy stanęłam przed drzwiami do mojego pokoju, wszystko stało się jasne. Uśmiech po raz kolejny zniknął z mojej twarzy, a łzy wyszły na światło dzienne. Byłam przyzwyczajona do bólu zadawanego przez rówieśników, ale nigdy nie spodziewałam się, że najmocniej zaboli zdrada bliskich. Mam na imię Cassandra i nigdy więcej nikomu nie zaufam.

Wywalczyć szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz