Rozdział 37

5.6K 315 14
                                    

Liam

- Dzięki, że przyjechałeś - usłyszałem zaraz po wyjściu z samochodu.

Spojrzałem na Jasona opierającego się o jeepa oraz na dziewczynkę, którą trzymał na rękach. Brązowe pukle wystawały spod zimowej czapki i zawijały się śmiesznie na końcach, dokładnie tak jak włosy jej ojca, gdy trochę się zaniedba. 

- Przysługa za przysługę - odpowiedziałem i odpaliłem papierosa. 

Kilka minut temu Jason zadzwonił do mnie, że brakło mu paliwa i stoi na drodze przed wjazdem do Burlington. Miał ze sobą kanister, ale od najbliższej stacji dzieliły go dwa kilometry i nie chciał ciągać ze sobą swojej córki. Zastanawiałem się jak to jest, że Jason jest najgorszym koszmarem każdego człowieka, będąc jednocześnie przykładnym ojcem i mężem. 

- Nie pal przy dziecku - rzucił, odsuwając się ode mnie.

Uniosłem brwi i wybuchnąłem śmiechem, jednocześnie wyrzucając do połowy spaloną fajkę gdzieś na bok. 

- Przepraszam, Lizzie - uśmiechnąłem się do pięciolatki, a ta wyszczerzyła się ukazując brak przednich zębów. 

- Lepiej - pochwalił mnie Jason. 

Zaprosiłem moich pasażerów do środka, a sam skierowałem się na miejsce kierowcy. Całe szczęście śnieg przestał padać, ale pogoda i tak nie dopisywała. Podkręciłem ogrzewanie czekając, aż Jason zapakuje pusty kanister do bagażnika. 

- Kup sobie porządniejszy samochód - rzuciłem, nakręcając. 

- On jest niezawodny - żachnął się, a Elizabeth zaczęła się śmiać na tylnym siedzeniu. 

- Nie plawda, tato. Ostatnio tsy lazy nie chciał odpalić na tym mlozie - odezwała się dziewczynka, a ojciec posłał jej ponure spojrzenie. 

- Nie pomagasz - rzucił przez ramię.

We wstecznym lusterku zauważyłem jak szatynka wzrusza malutkimi ramionkami. Elizabeth była naprawdę urocza. Wyglądała jak swoja matka, jednak bystre oczy odziedziczyła po ojcu. 

- Twój telefon dzwoni, wujku - powiedziała, pokazując szczupłym palcem na wyciszone urządzenie leżące między przednimi siedzeniami. 

- Dzięki, Lizz. 

Sięgnąłem po komórkę i zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem zdjęcie Rity. 

- Halo? Wyszłaś już od Cassie? - zapytałem od razu po odebraniu, ale zamiast słów usłyszałem głośny płacz. - Co się dzieje?!

- On... To on... - próbowała coś powiedzieć, ale brakowało jej oddechu. 

- Gdzie jesteś?! - ryknąłem, nie zawracając sobie głowy tym, że mogłem przestraszyć dziecko siedzące na tylnym siedzeniu. 

- Cass... - wydusiła z siebie, a ja przyspieszyłem.

- Zaraz tam będę! Trzymaj się! -  przerwałem połączenie nie czekając na jej odpowiedź. 

- Co się dzieje? - zapytał Jason, kiedy z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę minąłem stację paliw. 

- Nie mam pojęcia, ale obawiam się, że to ma coś wspólnego z Cassie i Cameronem - powiedziałem, a kiedy zobaczyłem przed sobą pomarańczowe światło, jeszcze bardziej przyspieszyłem. - Trzymajcie się!

Moje camaro przecięło skrzyżowanie, omijając o kilkanaście centymetrów samochód, który właśnie ruszał. Wokół nas rozległ się dźwięk klaksonów samochodowych, ale miałem to gdzieś. 

Wywalczyć szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz