Rozdział 41

6.2K 325 34
                                    

Siedziałam na kanapie przed ogromną przymierzalnią i czekałam, aż Rita zaprezentuje mi chyba piętnastą kreację tego dnia. 

- Jesteś tam? - dobiegł mnie głos przyjaciółki.

- Tak. Możesz wychodzić - odpowiedziałam i patrzyłam jak kotara oddzielająca sklep od przymierzalni rozsuwa się. 

- Tadaaam! - Rita uniosła do góry swoje szczupłe dłonie i okręciła się dookoła własnej osi sprawiają, że frędzle na jej sukience utworzyły wokół niej złocistą aureolę. 

- Wspaniała - wyszeptałam z rozmarzeniem. 

- Podoba ci się? - szatynka nieufnie przyjrzała się mojej twarzy. 

- Oczywiście! Bierz ją. Alan będzie wniebowzięty - powiedziałam szczerze. 

Dziewczyna popatrzyła krytycznym wzrokiem na swoje odbicie w lustrze i zmarszczyła niewielki nosek. 

- Co znowu? - wywróciłam oczami, bo jej mina wskazywała na to, że kolejny raz coś jej nie odpowiada. 

- Jest... Ta sukienka jest bardzo ekstrawagancka. 

- Żartujesz sobie ze mnie? Idziesz na wesele! Możesz zaszaleć. Poza tym złoto idealnie pasuje do twoich oczu. Wyglądasz jak dama z lat dwudziestych! Sama bym taką założyła, przysięgam - przyłożyłam dłoń do serca i zrobiłam najbardziej przekonującą minę jaką tylko mogłam. 

- Byłabyś doskonałą ekspedientką - Rita pokazała mi język.

- Pomyślę o tym po skończeniu szkoły. Bierzesz? - załapałam za kule ortopedyczne z zamiarem podniesienia się, ale najpierw spojrzałam wyczekująco na przyjaciółkę.

- Biorę! 

Odetchnęłam z ulgą i podniosłam się z kanapy, jednocześnie rozprostowując zastałe od siedzenia kości. Namówiłam Ritę, aby wybrała sukienkę z tego sklepu, ponieważ nie miałam siły chodzić po całym centrum handlowym. Nie przewidziałam tego, że dziewczyna przytarga do przymierzalni kilkanaście sukienek, kombinezonów i dwuczęściowych kompletów, a wybór padnie na ostatnią sztukę, którą na siebie włoży. Spędziłyśmy na zakupach jakieś cztery godziny i byłam bardziej wykończona, niż po godzinnym bieganiu. Najgorsze było to, że nie zdążyłam się przygotować, bo Rita zgarnęła mnie od razu po skończonych lekcjach, więc mój żołądek domagał się jedzenia. 

- Idziemy coś zjeść? - zapytałam, kiedy szatynka zatwierdziła transakcję kartą kredytową i pożegnała się ze sprzedawczynią. 

- Wybacz, ale ślub jest jutro, a ja nie zdążyłam się spakować. Odwiozę cię do domu i zjesz coś u siebie, dobrze? - przyjaciółka popatrzyła na mnie przepraszająco. 

- Nie ma sprawy - odpowiedziałam cicho, chociaż wiedziałam, że nie mam co liczyć na jedzenie w domu. 

Ostatnio dziadek często wychodził, a ja jadałam na mieście z Ritą lub Liamem. Nie miałam głowy do tego, żeby uzupełnić zapasy żywnościowe, więc bardzo prawdopodobne jest to, że w naszej lodówce znajdę światło i nic poza nim. 

Postanowiłam, że wyciągnę jutro Liama na ogromne zakupy i w końcu zaserwuję dziadkowi porządny domowy obiad, chociaż miałam dziwne przeczucie, że domowe obiadki są mu znane, ale z innego domu. Jonathan nie chciał się przyznać, ale wiedziałam, że jego znajomość z Caroline nabiera tempa. Czterdziestopięciolatka pojawiła się u nas kilka razy i musiałam przyznać, że polubiłam ją. Była miła, kulturalna i miała świetne poczucie humoru. Najważniejsze jednak było to jak patrzyła na mojego dziadka. Faktycznie dzieliła ich spora różnica wieku, jednak mój opiekun nie odstępował zdrowiem i wyglądem facetom dużo młodszym od siebie. 

Wywalczyć szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz