Rozdział 26

6.7K 373 13
                                    

Miesiąc później...

Liam

- Wstawaj. Liam, wstań - mocne szarpnięcie prawie zrzuciło mnie z niewygodnego krzesła.


Otworzyłem ciężkie powieki, żeby zobaczyć kto odbiera mi niewielkie okruchy snu, które zaznaję od porwania Cassie. Jej dziadek stał nade mną i łypał na mnie spod oka. Jeśli kiedyś mnie lubił, to teraz zdecydowanie jego uczucia zmieniły swój tor. Czysta nienawiść sączyła się z jego ust i oczu, za każdym razem, gdy znajdowaliśmy się w jednym pomieszczeniu. 

- Co się stało? - zapytałem zachrypniętym głosem, jednocześnie patrząc w stronę szpitalnego łóżka.

Moja dziewczyna wyglądała tak samo jak pół godziny wcześniej, jak wczoraj i jak tydzień temu. Jedyną różnicą były znikające z jej twarzy siniaki i zadrapania, po których zostały blade szramy.

- Policja tu jest. Chcą cię przesłuchać - warknął, po czym zniżył głos, jakby myślał, że jego wnuczka może go usłyszeć. - Możesz wrócić do domu z nimi. Twój tata dzwonił piętnaście razy dzisiaj i nie powiem ile wczoraj. Martwi się o ciebie, a twoja obecność tutaj w niczym nie pomoże.

Spojrzałem na niego twardym wzrokiem, z trudem powstrzymując się przed wypowiedzeniem bardzo raniących słów. Odetchnąłem głęboko i siląc się na zrównoważony ton, powiedziałem:

- Nie ruszam się stąd dalej niż do łazienki po drugiej stronie korytarza. Chcę być przy Cassie, gdy wybudzi się ze śpiączki, czy się panu to podoba czy nie. 

- Siedzisz tu już trzeci tydzień i... - widząc mój wyraz twarzy, zamilkł i przewrócił oczami. - Przyprowadzę policjantów. 

Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam, a gdy Walker wyszedł z pokoju, podszedłem do łóżka dziewczyny. Jej blada skóra wydawała się tak cienka, jakby zaraz miała się przebić. Rurki, które w połowie pewnie były bezużyteczne, zwisały z jej ciała i przykrywały połowę jej twarzy. Jej klatka piersiowa unosiła się w powolnym, ale regularnym tempie. Poprawiłem koc, który miała na sobie i założyłem kosmyk niesfornym włosów za ucho. 

- Kocham cię, Cassie - wyszeptałem, a gdy pochylałem się, aby złożyć na jej czole pocałunek, do pokoju weszło dwóch funkcjonariuszy. 

- Panie Harpers - obaj skinęli mi głową, co odwzajemniłem z grymasem niechęci na ustach. 

To chyba czwarty raz, gdy odwiedzają mnie w szpitalu. Z jednej strony podziwiam ich, że zawracają sobie dupę przyjechaniem, aż do Bostonu, ale z drugiej strasznie mnie irytowało to, że sprawdzali moje zeznania raz po raz, chociaż powiedziałem im całą wersję wydarzeń, którą znałem już dzień po tym tragicznym dniu. 

- Jeśli chcecie znowu pytać o tamten dzień, to równie dobrze możecie zerknąć do swoich akt. Już dawno powiedziałem o wszystkim co wiem, więc...

- Znaleźliśmy samochód - przerwał mi detektyw Collins. 

Zmarszczyłem brwi. 

- Samochód? 

- W miejscu, w którym Cameron Welsh znalazł Cassandrę, oddział poszukiwawczy znalazł samochód. Kradziony samochód - w tym miejscu spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym to ja ukradł pierdolony samochód i porwał własną dziewczynę.

- I? - mój głos zdradzał zniecierpliwienie. 

Collins skinął na swojego partnera, który z niewielkiej aktówki wyciągnął plik zdjęć. Wyciągnąłem dłoń po dokumenty, jednak ten najpierw podał je dziadkowi dziewczyny. Prychnąłem głośno i usiadłem na skraju łóżka, za co zostałem obrzucony morderczym spojrzeniem, a właściwie trzema spojrzeniami. 

Wywalczyć szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz