Rozdział 10

8.6K 521 94
                                    

Trzymałam się kurczowo oparcia, gdy chłopak gwałtownie zahamował i bez zbędnych ceregieli zaparkował pod małą knajpką, niczym zawodowy kierowca.

- Co to było? - zapytałam, łapczywie oddychając.

Liam rzucił mi rozbawione spojrzenie, po czym odpiął swój pas bezpieczeństwa.

- Nie musisz mi dziękować za miłą podróż w bezpiecznych warunkach - parsknął śmiechem i wysiadł z samochodu.

Uniosłam wysoko brew i przewróciłam oczami, chociaż chłopak nie widział mojej twarzy. Wysiadłam z auta, a kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi, pojazd wydał z siebie głośne piknięcie. Liam stał pod niewielkim okapem i zaciągał się papierosem. Kiedy zbliżyłam się do niego zauważyłam, że został mu już tylko maleńki niedopałek.

- Szybki jesteś - mruknęłam i zakrztusiłam się dymem, który wypuścił prosto w moją twarz.

- Wybacz - powiedział bez cienia skruchy w głosie.

Naprawdę zaczęłam zastanawiać się, co ja takiego robię z tym facetem, ale wtedy mój brzuch znowu głośno dał o sobie znać. Liam parsknął śmiechem i strzelił petem, celując idealnie w pas zieleni między chodnikiem a drogą. W ciszy weszliśmy do knajpki, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Była mała, ale bardzo przytulna. Na środku znajdował się kontuar, za którym stał młody mężczyzna w białej koszuli. Kiedy wchodziliśmy uśmiechnął się do nas przyjaźnie i zajął się swoimi obowiązkami. Wszędzie unosiła się woń kawy oraz domowych wypieków. Ściany pokrywała drewniana boazeria, a na stolikach stały świeże kwiaty. Naprawdę zaczynało mi się tu podobać. Od pierwszej chwili czułam się tam jak w domu. Liam poprowadził mnie do stolika z widokiem na ulicę.

- Co podać? - obok nas znikąd pojawiła się wysoka brunetka.

Brunet popatrzył na mnie przelotnie, po czym w ogóle nie pytając mnie o zdanie, zaczął mówić:

- Dwa razy kawa z mlekiem, naleśniki z syropem klonowym i truskawkami i... - zerknął na tablicę wiszącą za plecami kelnerki. - Ciasto szefa.

Dziewczyna zapisała zamówienie na kartce i odeszła od naszego stolika. Spojrzałam surowo na Liama i już otworzyłam usta, żeby mu odpyskować, jednak ten mnie wyprzedził:

- Wierz mi na słowo, że nie wybrałabyś do jedzenia nic lepszego niż ja.

- Czemu tak sądzisz? - zapytałam.

- Jadam tu codziennie od kilku lat i...

- I?

- Nieważne - odparł i zapatrzył się w krajobraz za oknem.

Nie wiedząc, co powiedzieć, poszłam za jego przykładem i również skupiłam swoja uwagę na tym, co działo się na zewnątrz. Byliśmy po drugiej stronie miasta. Rozpoznawałam tą okolicę jedynie z widzenia. Naprzeciw knajpki znajdował się las. Nie był to wielki las jaki można spotkać poza miastem, a jedynie mały lasek z wysokimi sekwojami i ślicznym mchem rosnącym między nimi. Doskonale widoczne było niewielkie jezioro, które mieniło się teraz pomiędzy pniami drzew. Od czasu do czasu na ścieżce między sekwojami biegli jacyś ludzie. Patrząc na ich zgrabne sylwetki i wprawne ruchy, zatęskniłam za porannym bieganiem. Właściwie nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam na nogach buty do biegania i czułam wiatr we włosach.

- O czym myślisz?

Odwróciłam wzrok od okna i zatrzymałam go na Liamie. Wyglądał tak świeżo i promiennie. Nie uśmiechał się, jednak z jego twarzy bił dziwny blask.

- O bieganiu - powiedziałam wbrew sobie.

Idealna brew chłopaka powędrowała do góry.

- Kocham biegać - wzruszyłam ramionami i nagle zapragnęłam podzielić się tym z brunetem. - Dawno tego nie robiłam i bardzo mi tego brakuje. Gdy widzę biegających ludzi... Po prostu im zazdroszczę. Nie potrafię tego wytłumaczyć.

Wywalczyć szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz