Rozdział 32

6.2K 337 14
                                    

Liam

- Poszukasz dla mnie tych informacji? - zapytałem, jednocześnie przełączając telefon na tryb głośnomówiący i kładąc go na siedzeniu pasażera.

- Wiesz, że to będzie cię dużo kosztowało, Harpers? - głos Jasona ociekał arogancją i samozadowoleniem, ale dobrze wiedziałem, że aż się pali, aby mi pomóc. 

- Znajdź coś przydatnego, a potem pogadamy - rzuciłem i zerwałem połączenie.

Miałem pewne obiekcje w związku z proszeniem Jasona o pomoc, jednak potrzeba, aby wyjaśnić sprawę porwania Cassie była silniejsza, niż lęk przed zadłużeniem się u mojego nieobliczalnego "szefa". Już wcześniej po głowie chodziły mi słowa policji o znalezieniu kradzionego samochodu. Oczywiście nikt nie mógł być bardziej zorientowany w temacie, niż szef miejscowej grupy "handlarzy" aut. 

Zaparkowałem przed domem Cassie, przeklinając w duchu, że dotarłem po Cameronie. Postawiłem sobie za punkt honoru, że będę dzisiaj od niego lepszy w każdym możliwym aspekcie i pokażę panu Walkerowi, że jestem odpowiedni dla jego wnuczki. Sięgnąłem po bukietów czerwonych róż, które leżały na tylnym siedzeniu oraz butelkę wina. Jeszcze przed wyjściem z camaro poprawiłem koszulę i przejrzałem się w lusterku, sprawdzając czy mój siniak całkowicie zniknął. Ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych, ale zanim zapukałem, one otworzyły się na oścież. Napotkałem surowe spojrzenie siwowłosego mężczyzny. 

- Co tu robisz? - zapytał chłodnym tonem. 

- Ja...

- Ja go zaprosiłam - pod jego ramieniem wyrosła Cassandra i wciągnęła mnie do środka, nie zważając na protesty swojego dziadka. 

- To dla pana - powiedziałem sztywno i podałem mu chłodny trunek. - A to dla ciebie, skarbie. 

Cass rozpromieniła się widząc kwiaty, chociaż teraz pokryte były cienką warstewką śniegu, który zaczynał topnieć i kapać na jej różowe skarpetki. 

- Dziękuję - dziewczyna cmoknęła mnie w policzek, a Jonathan głośno odchrząknął.

- Jeśli przestaliście się migdalić, to możemy wrócić do naszego gościa - rzucił oschle i zostawił nas samych w korytarzu. 

Poczekałem, aż zniknął w salonie, a potem pocałowałem głęboko Cass. Jej zapach uspokajał mnie, a dotyk miękkich ust na moich wargach dawał nadzieję na przetrwanie wieczoru. Dziewczyna z cichym chichotem oderwała się ode mnie i lekko uśmiechnęła. 

- Cameron nie wpadł na to, żeby kupić mi kwiaty - szepnęła, a ja wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. 

- Jeden zero dla mnie - odparłem, a ona dała mi kuksańca w bok. 

- Chodźmy - złapała moją rękę i pociągnęła do salonu, w którym siedział Cameron i jej dziadek. 

Oboje umilkli, kiedy wszedłem do środka. Od razu zorientowałem się, że rozmawiali o mnie. 

- Cześć, Cameron - przywitałem się i podałem mu rękę.

Zdezorientowany chłopak popatrzył na moją wyciągniętą dłoń i dopiero po chwili ją ujął. 

- Cześć - bąknął, najwidoczniej zbity z tropu.

Chyba zdziwił się moim widokiem i tym, że byłem uprzejmy. Dwa zero dla mnie, pomyślałem.

- Kolacja gotowa - zza moich pleców wyłoniła się Cass i dopiero teraz zauważyłem, że jej nie było. 

- Czyli nie chińszczyzna? - zapytałem zaskoczony, a dziewczyna poklepała mnie z politowaniem po ramieniu.

Wywalczyć szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz