Rozdział 39

7.1K 315 22
                                    

Odetchnęłam świeżym zimowym powietrzem i ciaśniej opatuliłam się kocem, który leżał na moich kolanach. 

- Nie mogę uwierzyć, że to wszystko się skończyło - wyznałam i poczułam na swoim ramieniu dotyk silnej dłoni. 

- To jeszcze nie koniec, ale jesteśmy na dobrej drodze - powiedział Liam i zaczął manewrować wózkiem inwalidzkim na krętym zjeździe. 

Właśnie, po czterech godzinach spędzonych na komisariacie, wracaliśmy do domu. Minęło pięć dni od tamtego wydarzenia, a ja dopiero teraz zdecydowałam się na wytoczenie sprawy przeciwko Cameronowi. Chłopak nadal przebywał w szpitalu z powodu ciężkich obrażeń głowy, ale policja pilnowała go dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nienawidziłam przemocy, ale w głębi serca cieszyłam się, że Liam oddał Camowi sprawiedliwość. To chore, ale dzięki temu małemu aktowi agresji wiedziałam, że z Liamem Harpersem jestem bezpieczna. 

- Gdzie teraz? 

Brunet podjechał pod drzwi od strony pasażera. 

- Nie wiem, może śniadanie? - zapytałam, a mój brzuch, jak zwykle w takich sytuacjach, dał o sobie znać głośnym bulgotaniem. 

- Załatwione, głodomorze - chłopak cmoknął mnie w czoło, po czym zaczęliśmy cały proces umieszczania mnie w samochodzie. 

Liam specjalnie wypożyczył vana z wielkim bagażnikiem, żeby mieścił się w nim wózek inwalidzki. To był niezwykle uroczy gest z jego strony, ale kiedy mu o tym powiedziałam, najzwyczajniej w świecie mnie wyśmiał. Stwierdził, że facet nie może być uroczy. 

Po dziesięciu minutach byliśmy już w drodze. Rozpoznawałam trasę, którą jechaliśmy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Liam wiózł nas do restauracji, w której jedliśmy nasze pierwsze wspólne śniadanie całe wieki temu. Nie znaliśmy się nawet roku, ale ja miałam wrażenie, że znamy się całe życie. 

- Co zamawiamy? - zapytałam, a Liam posłał mi olśniewający uśmiech. 

- Zostaw to mnie, Cassie - puścił oczko i wysiadł z samochodu. 

Cierpliwie czekałam, aż wyciągnie mój dwuślad z bagażnika, a kiedy byłam pewna, że jest obok moich drzwi, zaczęłam wysiadać z samochodu, cały czas będąc pod jego bacznym spojrzeniem. Prawdopodobnie mogłabym chodzić i radzić sobie całkiem nieźle tylko przy użyciu kul, jednak nie chciałam nadwyrężać kolana, a stopa, w której nie miałam czucia, nie była zbytnim oparciem dla mojego ciężaru i nie bardzo umiałam wyczuć jak mam na niej stanąć. Byłam umówiona na szereg zabiegów rehabilitacyjnych, jednak ich koszt trochę, a nawet bardzo, mnie przerastał. 

Liam zaprowadził mnie do środka, gdzie od razu owionął nas zapach pysznych naleśników i świeżo mielonej kawy. Wystrój wnętrza zmienił się od naszej ostatniej wizyty, jednak świąteczne ozdoby tylko dodały mu domowego uroku. Brunet skierował mój wózek w stronę stolika w najdalszym kącie pomieszczenia. Poczułam lekkie ukłucie zawodu spowodowane tym, że nie zajęliśmy miejsca przy oknie. Tak, wiem. Jestem sentymentalna, ale nic na to nie poradzę. W środku nie było żywej duszy, a nawet miejsce za kontuarem było puste. 

- Strasznie tu pusto i... cicho - powiedziałam, rozglądając się po pomieszczeniu. 

- Więcej miejsca dla nas - chłopak wzruszył ramionami i zajął miejsce naprzeciwko mnie. - Poza tym lubię mieć sporo prywatności. 

- Od kiedy? - zaśmiałam się cicho. 

- Od pierwszego dnia, w którym cię poznałem. 

- Uratowałeś mnie przed rozpędzonym quadem i wcale nie byłeś miły - żachnęłam się, a on rozparł się wygodnie na krześle.

Wywalczyć szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz