Spacerowali. Aiichiro cieszył się jak głupi, nie wiadomo czym.
Rin patrzył ukradkiem. Celebrował widok w głębi ducha, niby to zajęty kubkiem z kawą, którym kręcił. Zapomniał o mleku, nie miał więc celu w mieszaniu, ale musiał się czymś zająć, inaczej doprawdy jeno by się gapił.
Gorzka ta kawa. Strasznie mocna. Ale Ai był słodki. Choć zagadywał tak, że Rin skończył z nie najbardziej ulubioną czarną kawą.
Popołudnie i śmiech Nitoriego. Odstawił kubek - i rychło był zupełnie obezwładniony urokiem chwili. Jakże głupio sam się uśmiechał.
Złożył dłoń na dłoni młodszego chłopaka.
Ale ta zniknęła, zanim zdążył... cokolwiek. Za szybko.
Oraz zbyt panicznie.
Może to popołudnie nie było wcale tak urokliwe. Nie najcieplejsze.
Niefortunne, chłodnawe powietrze, które Ai wdychał i wydychał – tymczasem gardło oziębło.
Zaraz i w piersi zagrało. Śmiech umilkł, głosem rzężenia odezwała się astma.
Najpierw Rin miał coś powiedzieć, lecz – ten tułów pochylony, czytelny popłoch i już nie miał zamiaru pytać, miast tego sięgnął do kieszeni, w której zwykł znajdywać się inhalator. Tej w plecaku. Potem i w bluzie.
Pusta i pusta. Pozostałe także.
W końcu nie miał innego wyboru jak pytać – gdzie? Najspokojniej jak umiał, mimo że najchętniej uniósłby się w zdenerwowanych „cholera" i innych ozdobnikach. Tak przecież naturalnych, jak naturalny jest strach w niebezpieczeństwie, gniew w bezradności – dla człowieka, któremu zależy.
Dla człowieka, który nie może uzyskać odpowiedzi.
Ale jego zadaniem było mówić: „spokojnie". Rozpiąć chłopakowi bluzę. Podeprzeć i następnie klęczeć na ziemi, kiedy Ai próbował złapać oddech.
Na tyle oddalony, by nie przeszkadzać.
Na tyle bliski, by podać kawę, której astmatyk nie chciał przyjąć, odtrącając kubek, jakby z nielogicznym przekazem – to twoje, płaciłeś.
A przecież samemu Matsuoce było to w najwyższym stopniu obojętne. Niepodobna wyobrazić sobie równie małą cenę za bezpieczeństwo.
Wreszcie jednak postawił na swoim; patrzył z niepokojem, jak trudno było Nitoriemu przełknąć, czuwał.
Drętwiał, jako że jeszcze chwilę nie działało. Irrealnie, zmęczył się, jakby to jemu zabrakło tlenu. W ułamku sekundy znienawidził ten dzień, wcześniej jawiący się jako błogosławiony.
Ai podniósł wzrok znad ławki na jego twarz.
Smutno, że zgasły mnogie iskierki. W obu parach oczu. Ale trzeba było po prostu ostrożnie usiąść z powrotem na ławce, co też zrobili. Odpocząć chwilę, bez dwóch zdań wrócić przedwcześnie po inhalator.
Aiichiro patrzył chwilę, drugą, potem oparł głowę o pierś Rina, przymknął ciężkie powieki i chwilę słuchał bicia serca swojego senpaia.
Matsuoka nawet nie podjął się robienia wymówek. Musiał się zgodzić z tym niemądrym szarakiem.
To nie było przyjemnie – przechodzić przez coś takiego.
To nie byle co, że Aiichiro jest nieodpowiedzialnym idiotą, który, jak Matsuoka go znał, nie będzie chciał, żeby wzywać karetkę, najwyżej wreszcie powie, co się stało z inhalatorem.
Jednakże najważniejsze jest to, że serce każdego z nich bije.

CZYTASZ
Tutti frutti || oneshoty z anime || √
FanfictionWszystko zewsząd, a więc wszelkie pairingi i wszelkie fandomy, jakie zdarzyło mi się tknąć, choćby czubkiem palca. Wersja dla anime.