Nikt nigdy nie zanegował jej... mocnej - bardzo, bardzo mocnej - sympatii dla Nagisy, mało tego, nikt nie pokusił się o ciekawskie pytanie: za co go lubisz?
Jak dla niej, to nie było normalne, zgoła przeciwnie, bardzo anormalne. Nie wiedząc, co o przyczynie tej tolerancji sądzić, nosiła w sobie różne obawy.
Krytykują ją za jej plecami.
Udzielają jej milczącego przyzwolenia.
Spodziewali się.
Swatali ich.
Uważają, że pasuje do Nagisy. (To absurd!)
Nie obchodzi ich to?
Nie wiedzą, co powiedzieć? Jest im niezręcznie mówić?
Nie rozumieją, dlaczego Nagisa i ona, ale ufają jej wyborom?
Kurczę blade, kto ich tam wie...
Nikt, ot.
Mogła do woli łapać się za głowę, przecież nigdy się nie rozezna. Zrezygnowała więc.
Fakty pozostały niezmienione - nikt nie zanegował jej kiełkującego związku. Wobec tego zanegowała sama - bo za co, za co lubić Nagisę?
Przecież nie lubi się ludzi, którzy nazywają cię znienawidzonym mianem. Choćby nawet Hazuki robił to w szczególny sposób, aż nawet ją jęło to w końcu rozczulać. Szczególny, tak. Jak uśmiech chłopaka. Jak cała jego osobowość.
Ale czy rzeczywiście miała zamiar znosić go całe życie?
Przekomarzanie się to całkiem urzekający rytuał, lecz nie samymi żartami rzeczywistość się karmi. Często fabuła życiem zwana wyślizgnie się z rąk - i myk, odwraca się do człowieka burą stroną spraw poważnych, spraw krytycznych, spraw nie do obejścia. A jak przytłacza...
I co wtedy?
I co? Jeżeli kiedyś, może za parę lat, w odległej przyszłości, gdy już podda wszystkie swe plany na przyszłość... nie, nie, raczej przemodeluje, by była w nich przestrzeń nieodzowna dla pewnego blondyna... raptem obrócona karta, niefortunny rzut kości, czynnik poza zasięgiem zdecyduje, że wszystko było na marne, że nigdy razem nie będą, jednak nie.
- Co wtedy będzie? - zapytała ze zrezygnowaniem i poczuła się fatalnie, kiedy Nagisa tylko pokręcił głową.
Musiał czuć się równie bezradny wobec sił wyższych, to oczywiste; czego niby oczekiwała?
Może i niczego. Po prostu nie było rady i czuła jeno potrzebę dzielenia się swoimi wątpliwościami.
- Ale to będzie kiedyś. I jeszcze będzie czas się tego bać, a teraz... jest dobrze, jak jest! No nie? - podsunął Hazuki.
- Mhm... chyba tak.
- To czego więcej ci potrzeba, Gou?
- Kou! Żebyś nazywał mnie Kou!
CZYTASZ
Tutti frutti || oneshoty z anime || √
FanfictionWszystko zewsząd, a więc wszelkie pairingi i wszelkie fandomy, jakie zdarzyło mi się tknąć, choćby czubkiem palca. Wersja dla anime.