Leżał sukinkot na kanapie i - umierał, zgodnie z wcześniejszymi obietnicami. Trudno powiedzieć na co, ale w gruncie rzeczy nie wyglądało na groźne. Pech to pech.
- Dazai – warknął Chuuya ponad meblem, który został bezprawnie zajęty w całości przez zwłoki wyżej wymienionego. – Ty żałosny worku kości. Zeszmacona plątanino bandaży.
- Co? – rozległo się w końcu.
- Nic. Chciałem sprawdzić, czy wykazujesz adekwatne reakcje, czy znowu udajesz.
- Przyszedłeś mnie dobić? – W głosie Osamu dała się słyszeć nadzieja.
- Spójrz w lustro. Widok twojej mordy mnie akurat zawsze dobija. – A widząc niedowierzanie, albo może grymas bólu, na licu interlokutora, Nakahara dodał z głębokim przekonaniem:
- Naprawdę.
Niwelując tylko trochę efekt krzywym uśmieszkiem.
- Nie masz czegoś lepszego do roboty? – Dazai pierwszy raz od początku konwersacji uchylił powieki, by zerknąć na stojącą postać.
I przeraziło go to, co ujrzał.
Chuuya, co trochę uspokajało, wyglądał równie idiotycznie jako i zawsze, aczkolwiek...
- Po co ci ta herbata? – spytał konspiracyjnym szeptem.
- Dobre pytanie... - Nakahara zaangażował się w taksowanie ścian pomieszczenia.
- Hę?
- Zrobiłem...
- Taaak, domyślam się.
- ...dla ciebie. – Determinacja z jaką rudzielec patrzył w bok, rosła.
- A z czym?
- Ty nie słodzisz. Słodzisz? – Osamu został obrzucony podejrzliwym spojrzeniem.
- Arszenik? Cyjanowodór?
- Przyjmujesz czy nie? – Chuuya wyciągnął dłoń z kubkiem. Wargi zagryzione i gniewnie, i z urazą, co zdawało się wskazywać na konieczność szybkiej reakcji, choćby i nielogicznej. Osamu więc zdecydował się poświęcić palce, przynajmniej nieobandażowaną część, i złapał rozgrzane szkło, nieostrożnie, za to pośpiesznie wyjmując kubek z dłoni swojego współpracownika.
Uch.
Lepsze to niż Chuuya w fazie "nie mów do mnie, mów do ręki".
- Dzięki – wykrztusił.
- Pijesz? – zapytał jeszcze podejrzliwie Nakahara, jakby to było pryncypium.
Miał Dazai odmówić. Zgotował sobie jednak inny los w tej jednej chwili, kiedy zerknął na lico naprzeciwko siebie - o wyrazie sugerującym, że chyba jednak nieco, odrobinę, kapkę komuś tu zależy.
Więc... raz się żyje, jeden się ma przełyk.
- Kampai – mruknął z cicha, przyjemnym dla ucha tonem. Może i byłby się uśmiechnął z nieodgadnionym wyrazem, tylko... cholera, parzyło.

CZYTASZ
Tutti frutti || oneshoty z anime || √
FanficWszystko zewsząd, a więc wszelkie pairingi i wszelkie fandomy, jakie zdarzyło mi się tknąć, choćby czubkiem palca. Wersja dla anime.