Etain zaprowadziła Kevę do swojej komnaty – nie była jeszcze skończona i wyglądała jak po przejściu huraganu, ale kilka mebli już stało. Zresztą Keva i tak wydawała się oszołomiona jej przestronnością. Rozglądała się, podziwiając kamienne ściany, długo wpatrywała się w fikuśną orlesiańską kanapę, a wreszcie wymaszerowała na balkon, by popatrzeć na góry. Etain wiedziała, że Keva lepiej czuła się na zewnątrz. Z bólem serca dołączyła do niej przy balustradzie, starając się nie pamiętać o znielubionym, przenikliwym wietrze. Mogła wytrzymać chwilę albo dwie – dla niej.
— Nie wierzę, że przyjechałaś — westchnęła.
Keva odwróciła wzrok od gór i odgarnęła rude włosy z twarzy. Pewnie niczego nie widziała – znowu. Etain tyle razy proponowała, że zetnie ją na krótko. Keva zdecydowanie nie radziła sobie z niesforną fryzurą... i zdecydowanie odmawiała jej ścięcia. Etain nie potrafiła tego zrozumieć.
— Ja też — mruknęła Keva, uśmiechając się blado.
Zabrzmiała na zgaszoną. Pewnie wyczerpała ją podróż, prawdopodobnie była dość wymagająca. Góry stanowiły wyzwanie, które przerastało Etain – ale ona nie należała do klanowych łowców. Keva chyba powinna wykazywać się większą wytrzymałością.
— Jak ci się wiedzie? — spytała, przerywając zadumę Etain. — Słychać o tobie w całym Thedas. To niesamowite.
Etain uniosła lewą dłoń, ukazując Kotwicę. Znamię pozostawało matowe, mimo to musiało zrobić na Kevie wrażenie – aż się wyprostowała, szerzej otworzywszy oczy.
— To sprawca całego zamieszania — stwierdziła Etain. — Poza tym... jest ciężko. Mam mnóstwo pracy. Ale pomagają mi doradcy i towarzysze. Najbardziej lubię przebywać w Podniebnej Twierdzy. Mimo to muszę sprawdzać stabilizowane przez Inkwizycję regiony.
— No tak. — Keva zaśmiała się cicho, wsparłszy się na balustradzie, i przechyliła się niebezpiecznie. — Nigdy nie lubiłaś nadmiaru natury.
— Otwarta przestrzeń jest przerażająca — żachnęła się, odwracając wzrok.
Po stokroć wolała przesiadywać razem z Opiekunką w obozie, ucząc się nowych rzeczy, niż wędrować z łowcami i zwiedzać okolice. Natura była przemijająca, ulotna, nieprzewidywalna, czasami działająca wbrew oczekiwaniom. Nie dało się tego powiedzieć o wiedzy, a nawet magii, jeśli ktoś całkowicie nad nią zapanował.
— Znalazłaś jakichś przyjaciół? — Keva zerknęła na Etain spomiędzy tralek balustrady – jej rude włosy znowu szarpały się z wiatrem.
Oczywiście, największe marzenie Kevy. Zaprzyjaźnić się z kimś poza Etain. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Trudno było lubić Kevę. Może teraz zachowywała się całkiem znośnie, ale Etain doskonale wiedziała, że to tylko zmęczenie. Następnego dnia mogła dać się wszystkim we znaki.
— Nie do końca. — Wzruszyła ramionami. — Cenię sobie zdanie Leliany oraz Josephine, Cullen jest zdystansowany, ale mądry. Kiedy muszę wyjechać, najchętniej podróżuję z Solasem, Vivienne oraz Serą. Solas i Sera to elfy, a Vivienne to czarodziejka z Kręgu. Sera może nie należy do najmądrzejszych osóbek, ale lepiej się czuję wśród naszych.
Keva nadal wisiała głową w dół, teraz prawie nie dotykała palcami posadzki. Naprawdę nie myślała o tym, że mogłaby spaść? Etain poczuła przebiegający po plecach dreszcz. Nawet zmęczona Keva robiła głupoty – niektóre rzeczy się nie zmieniały.
— Tęsknisz. — Keva wreszcie stanęła normalnie.
— Oczywiście. — Uśmiechnęła się smutno. — Porzuciłam całe swoje życie. Muszę zrealizować niemal nieosiągalny cel. To wszystko... prawie mnie przerasta.
CZYTASZ
Niewolnica losu
FanfictionEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...