Rozdział 71.

147 17 10
                                    

— To wszystko.

Szpiegmistrzyni Leliana uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Cień rzucający się na jej twarz ukrywał większość emocji, ale Keva miała wrażenie, że nowa przełożona naprawdę była zadowolona.

— Dziękuję. Możesz odejść. Zajmiemy się tym — mruknęła szpiegmistrzyni.

Złożyła dokumenty w równą stertę i odłożyła na bok. To był dobry odruch i gdyby Cullen nauczył się tego samego, od razu miałby na biurku większy porządek. Keva przestąpiła z nogi na nogę.

— Tak po prostu? — wyrwało jej się.

Szpiegmistrzyni Leliana zerknęła na nią krótko.

— To znaczy... — Keva mimowolnie się skrzywiła. — Mogłabym zrobić więcej. Zejść do wioski, spróbować zbadać sprawę. Czy coś.

Na twarzy szpiegmistrzyni znowu pojawił się uśmiech.

— Nie przejmuj się tym. Na razie potrzebuję cię bliżej Podniebnej Twierdzy. Niedługo przydzielę cię do grupy i wypuszczę, nie martw się.

Keva skinęła głową. Nie wiedziała, co bardziej ją zdenerwowało – zignorowanie jej prośby czy świadomość, że musiała wyrzec się poprzedniego oddziału. Dla bezpieczeństwa, powtarzała Kasandra, wzdychając. Konfrontacja z Inkwizytorką byłaby niewygodna i problematyczna, nie mieli na to czasu. Keva nie mogła tak po prostu magicznie wrócić do starego oddziału. Z powrotem na opuszczone stanowisko. Deylan zresztą dobrze wypełniał jej lukę i wiedziała, że dawał z siebie wszystko. Nie musiała się martwić.

Ale to był jej czas. Jej cenny czas, który przeciekał między palcami.

— Idź odpocząć, Kevo — mruknęła szpiegmistrzyni. — Nie martw się tyle.

Jestem praktycznie martwa, a ty każesz mi się nie martwić?

— Tak jest — odparła, skłaniając głowę.

Czuła na sobie czujny wzrok szpiegmistrzyni, kiedy ruszyła między ptasimi klatkami, lawirując w stronę schodów. Nie chciała dać po sobie poznać irytacji – mocno zacisnęła dłonie w pięści, aż paznokcie wbiły się w skórę. Zapatrzyła się na stopnie, mimowolnie każdy z nich licząc, gdy na nim stawała.

Wszystko było nie tak. Mogła się tego spodziewać, ale... wszystko było nie tak. Jednocześnie bała się postawić. Zrobić aferę. Wcześniej pewnie bez wahania zaczęłaby wściekle tupać nogami.

Uśmiechnęła się z przekąsem, wchodząc między regały z książkami. Tak, Kevo, zacznij tupać nogami i zwróć na siebie uwagę Inkwizytorki. Doprowadź do konfrontacji i swojego kolejnego wydalenia z Inkwizycji. Albo procesu. Też kolejnego! To byłby chyba już trzeci? Powstrzymała nieco rozgoryczony śmiech, który załaskotał ją w gardło.

Musiała zostać blisko Etain. Musiała obserwować sytuację.

Ale tak bardzo chciała wyruszyć razem z Kasandrą, Varrikiem i Dorianem. Chciała znowu poczuć się jak dawniej. Może nie tęskniła za ogromem odpowiedzialności, który ciążył na jej ramionach, gdy piastowała stanowisko zastępczyni Cullena, jednak...

— Lavellan!

Keva stanęła jak wryta. Dopiero po chwili zorientowała się, że znała ten głos – ale pierwsza myśl kazała sądzić, że została zdemaskowana. Że zaraz ktoś ryknie o zdradzie albo zbiegu, albo cokolwiek równie durnego, co poskutkuje zaprowadzeniem jej przed oblicze Inkwizytorki. Chodzenie po Podniebnej Twierdzy było jak taniec na polu minowym.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz