Rozdział 5.

210 19 6
                                    


Wieczór nadszedł szybko. Kiedy Keva skończyła jeść obiad w towarzystwie zadowolonego z siebie – zaczęła podejrzewać, że był to dla niego całkowicie normalny stan – Doriana i zajrzała do komnaty, dostrzegła, że słońce zaczęło opadać za górskie szczyty. Czując charakterystyczny ucisk w żołądku, czym prędzej zabrała przygotowane wcześniej sztylety i ruszyła na górny dziedziniec.

Nie miała pojęcia, jak trening będzie wyglądał ani kogo powinna szukać. Liczyła, że na miejscu spotka znajomego, może Kasandrę albo samego komendanta. Nawet nie łudziła się, że trafi na Doriana. Nie dała się jednak pożreć tremie – dziarskim krokiem zbiegła ze schodów, prawie się z nich ześlizgnąwszy, z górnego dziedzińca udała się na dolny... i tam przestało jej się wszystko udawać.

Widząc ilość kręcących się w okolicy żołnierzy przygotowanych do treningu, odniosła wrażenie, jakby żołądek spadł jej do stóp. Przełknęła ślinę, na sztywnych nogach kierując się do największego zamieszania. Mijała mnóstwo obcych osób – ludzie przyglądali się jej ciekawsko, nawet elfy pochodzące z miasta. Zauważyła kilka krasnoludów, te jednak nie zaprzątały sobie głów jej tatuażem. Keva pierwszy raz w życiu zapragnęła zdrapać sobie Vallaslin z czoła albo chociaż przerzucić na twarz wszystkie włosy.

Zbliżyła się do zbiegowiska, skąd niósł się szczęk mieczy oraz okrzyki dowódców. Czując się coraz mniej pewnie, wślizgnęła się między ludzi, próbując ich nie dotykać. Jej oczom ukazały się ćwiczące pary instruowane przez dwóch mężczyzn. Kawałek dalej ujrzała komendanta Cullena – rozmawiał z podwładnym i nie zwracał uwagi na to, co działo się na treningu. Chociaż jego obecność dodała jej odrobiny otuchy, w niczym nie pomogła.

— A ty co? — warknął jeden z dowódców, zbliżywszy się do Kevy i zmiażdżywszy ją czujnym spojrzeniem.

Wymagało to od niej ogromnej siły woli, żeby się nie cofnąć. Zdołała nawet lekko zadrzeć brodę, robiąc odważną minę.

— Na trening — odpowiedziała, mimo że kolana trzęsły się jej niemiłosiernie. — Mam dostać przydział.

Dowódca zmierzył ją spojrzeniem, skrzywił się, po czym przyjrzał się ćwiczącym wojownikom. Jeden z nich dopiero się przygotowywał, poprawiał jeszcze karwasze oraz nagolenniki. Kiedy mężczyzna znów popatrzył na Kevę, wyprostowała się, wypinając pierś.

— Jeśli jesteś gotowa, dołącz do niego. — Wskazał młodzieńca. — Nie powinien cię za bardzo posiniaczyć.

— Ma serannas — rzuciła bez zastanowienia.

Zbliżyła się do wojownika, który posłał dowódcy skołowane spojrzenie. Kiedy ten skinął głową i machnął ręką, niepewnie się ustawił. Keva szybko obrzuciła spojrzeniem jego uzbrojenie, jednoręczny miecz oraz tarczę, potem lekko rozstawiła nogi. Z napiętymi mięśniami zamarła, czekając, aż młodzieniec wykona pierwszy ruch.

Komendant Cullen miał obserwować trening i rzucić rekrutom kilka cennych uwag, ale pochłonęła go rozmowa odnośnie oferowanych magom warunków. Przypomniał sobie o swoich obowiązkach, kiedy tuż przy jego nogach coś śmignęło, wpadając między innych walczących. Zmarszczył czoło i obejrzał się, odwracając przodem do trenujących.

Jeden z rekrutów nieporadnie osłaniał się tarczą, próbując nadążyć za nacierającą na niego... dziewczyną. Cullen w pierwszym momencie miał problemy z rozpoznaniem jej. Poruszała się za szybko, żeby spróbować dostrzec twarz – jednak kiedy między jej rudymi włosami dostrzegł szpiczaste uszy, rozpoznał ją. Uniósł brwi, pozwalając sobie na kilka chwil biernego obserwowania.

Przyjaciółka Inkwizytorki, jakby ważyła tyle co nic, przerzuciła ciało przez lewy bark, i siłą impetu skoczyła pod gardą. Uderzyła głowicą sztyletu pod żebra przeciwnika. Zanim zamknął tułów tarczą, elfka znajdowała się już kawałek dalej, częściowo przykucnięta, z czujnym wzrokiem zawieszonym na nim.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz