Huk, który się rozległ przy wysadzeniu głównych wrót, wstrząsnął wszystkim. Keva odniosła wrażenie, jakby jej czaszka miała pęknąć. Skuliła się bezradnie, otaczając głowę ramionami. Wrzaski wymieszały się z rumorem walących się kamieni, przejmujące ryki demonów, tak przeszywające, że mroziły duszę, zapowiadały okrutną, trudną walkę.
Nie chciała. Nie chciała tam iść. Tak bardzo nie chciała.
— Teraz! Szybciej! Zanim się wydostaną!
Wyprostowała się, słysząc gromki krzyk Cullena. Otarła z powiek pył i potoczyła dokoła wzrokiem. Wśród piachu dostrzegała dziesiątki ciał. Martwych, nieruchomych ciał. Sterczące w powietrzu ręce, nogi, kawałki uzbrojenia, krew zalewająca ziemię niczym ciemnoczerwony dywan. Zrobiło się jej niedobrze. Musiała zasłonić usta dłonią, chociaż to i tak nie mogło powstrzymać mdłości.
To byli ich ludzie. Byli pod ich rozkazami. Teraz nie żyli.
— Ruszam!
Ostry głos Inkwizytorki wywołał na plecach Kevy dreszcz. Mimowolnie uskoczyła w bok, kiedy ją wyminęła, stanowczym krokiem maszerując ku otwartej bramie. Nie patrzyła pod nogi, wyprostowana lawirowała wśród trupów, ściskając w ręku kostur. Za nią, niczym cień, podążył Solas.
— Idziemy — rzuciła Kasandra.
— Ubrudzę sobie buty — mruknął Dorian.
Keva odprowadziła ich spojrzeniem. W wejściu do twierdzy, w samej bramie, pojawił się zniekształcony, ciemny stwór pozbawiony oblicza – na bezosobowej masie, chyba na łbie, żarzyło się tylko jedno oko. Gdy nawiązała z nim kontakt wzrokowy, wydało jej się, jakby zajrzała w samą Pustkę.
Nigdy wcześniej nie poczuła się tak bezbronna.
— Aniołku, czas do pracy — odezwał się Varrik, ujmując jej łokieć.
Keva otrząsnęła się z odrętwienia i popatrzyła na niego. Varrik wyglądał na zdeterminowanego, ale w jego oczach czaił się cień. Przynajmniej nie nią jedną wstrząsnął widok tej potwornej bitwy. Chciała się blado uśmiechnąć, jednak nie mogła. Powoli skinęła głową, widząc, że Hawke także pobiegł za Inkwizytorką. Jego kostur zalśnił od zbierającej się w nim magii.
— Już — wychrypiała i odwróciła się, szukając wzrokiem Cullena.
Stał bliżej, niż myślała. Wystarczyło cofnąć się kilka kroków, żeby znaleźć się tuż przy nim. Wykrzykiwał kolejny rozkaz, ale na moment urwał, zauważywszy ją. Przerażenie natarczywie wpełzło jej pod skórę, szepcząc jadowite myśli. A jeśli patrzyła na niego ostatni raz? A jeśli któreś stamtąd nie wróci?
Stanęła na palcach, chwytając za brzeg jego płaszcza, i przyciągnęła go do pocałunku.
Tak bardzo chciała, żeby wszystko skończyło się dobrze.
— Dareth — tchnęła, odsuwając się. — Tel'din.
— Masz do mnie wrócić — odpowiedział schrypnięty.
Próbowała w to wierzyć.
Odwróciła się i skoczyła do biegu. Gardło za bardzo się ścisnęło, żeby wykrztusiła choć słowo, nie wybuchając płaczem. Varrik nadal na nią czekał – gdy go dogoniła, ruszył z nią ramię w ramię. Starała się nie zaglądać w twarze poległych żołnierzy, ale ich nieruchome spojrzenia jakby ją przyciągały.
Wędrówka przez przedpole trwała chyba wieczność. Grupa zwiadowcza, wraz z Inkwizytorką i Solasem, już przekroczyła wyważone bramy. Kiedy Keva z Varrikiem przekroczyła linię murów, otoczyła ich dziwna atmosfera. Dźwięki jakby zelżały, teraz bardziej dudniły. Serce Kevy załomotało ze strachu. Ściany były umazane krwią. Świeżą. Nie miała wątpliwości. Mrowienie lewej ręki się nasiliło, dlatego ukradkiem roztarła ją o udo.
CZYTASZ
Niewolnica losu
FanfictionEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...