Rozdział 48.

133 24 12
                                    

— Komendancie — rzuciła Leliana, posyłając Cullenowi uśmiech. — Dobrze znów cię widzieć w naszym gronie.

Cullen zamknął za sobą drzwi i skinął głową. Sala narad wcale się nie zmieniła pod jego nieobecność – tylko obciążniki na mapie znajdowały się w innych pozycjach. Leliana i Josephine stały obok siebie. Prawdopodobnie kończyły plotkowanie. Cullen nie miał pojęcia, jakim cudem zawsze znalazły temat do poruszenia.

— Słyszałyśmy o twoim osiągnięciu — poinformowała pogodnie Josephine. — To nie lada wyczyn.

— Dziękuję — mruknął, kładąc dokumenty na blacie. — Aczkolwiek przeciwnik naprawdę był wymagający. Popełniłem kilka podstawowych błędów...

— Cullenie, gdybyś wygrał, połowa Fereldenu poczułaby się urażona — przerwała mu, jednak z taką gracją i swobodą, że przez chwilę czuł wyrzuty sumienia, że musiała mu przerwać. — Nie jesteś dla nich Fereldeńczykiem, tylko komendantem Inkwizycji. Poczuliby się ograbieni z narodowego święta twoim zwycięstwem. Cokolwiek stało za drobną porażką, podjąłeś bardzo dobrą dyplomatycznie decyzję.

— Josie zawsze umie pocieszyć, prawda? — zamruczała Leliana, uśmiechając się przewrotnie.

Cullen odpowiedział uśmiechem, kręcąc głową.

— Nie inaczej — zgodził się rozbawiony. — Zanim zacznie się narada, prosiłbym, żebyście w wolnej chwili pochyliły się nad tymi sprawami — zmienił temat, wysunąwszy spomiędzy dokumentów teksty odnośnie kwestii, którymi nie chciał dzielić się z Inkwizytorką. — Nic wielkiego.

— W porządku — zgodziła się Leliana, przyjmując raporty. — W razie wątpliwości zajrzę do ciebie wieczorem.

Cullen skinął głową, uśmiechnąwszy się z wdzięcznością. Czekając na przybycie Inkwizytorki, nachylił się nad blatem, by przeanalizować przesunięte obciążniki. Sporo ruchów wykonała Leliana, Josephine prowadziła te same sprawy. Połowa jego oznaczników drgnęła, ale nic nowego nie zostało rozpoczęte. Nadal miał pełną kontrolę nad sytuacją.

Drzwi skrzypnęły, wpuszczając do środka Inkwizytorkę. Zdawkowo skinęła głową na powitanie, energicznym krokiem przebywając odległość dzielącą ją od stołu. Josephine i Leliana uśmiechnęły się, Cullen zareagował ledwie pomrukiem. Poczuł narastającą w gardle, dławiącą gulę. Frustrowała go jego nieprofesjonalna niechęć, ale nie umiał jej zwalczyć. Jedyne, na co potrafił się zdobyć, to przełykanie goryczy.

— Dzisiejsza narada będzie krótka — stwierdziła Inkwizytorka i z rozmachem przycisnęła do blatu powiewającą w dłoni kartkę. — Zachodnie Podejście.

Jej wzrok padł na Cullena, dlatego spokojnie przejął dokument i przebiegł wzrokiem treść. Zmarszczył czoło. To nie brzmiało dobrze. To brzmiało bardzo źle. Podzielił się tekstem z nachylającą się nad jego ramieniem Lelianą. Usłyszał jej cichy, za to wyjątkowo wymowny gwizd. Zmrużyła oczy, nie kryjąc niepokoju.

— Mamy i armię demonów — skomentowała.

— Musimy to powstrzymać — rzuciła Inkwizytorka, krzyżując ręce na piersi i kuląc ramiona. — Za wszelką cenę.

— Oblężenie tej twierdzy może graniczyć z niemożliwym — stwierdził Cullen, próbując nie dać poznać po sobie zaciskającego się wokół żołądka zdenerwowania. — Służyła jeszcze za Drugiej Plagi, broniąc Strażników z Orlais przed...

— Nie interesuje mnie to — fuknęła Inkwizytorka, wbijając paznokcie w skórę. — Masz coś wymyślić. Dysponujemy ludźmi, pieniędzmi i maszynami. Musimy się tam dostać.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz