Cullen pierwszy opuścił salę narad. Sheila przemknęła w progu, ocierając się o jego nogę, podekscytowana czymś ciekawszym niż drzemka pod dębowym stołem. Cullen posłał jej blady uśmiech, przekładając trzymane dokumenty. Znowu miał nieporządek. Gdyby nie zmieniali omawianych tematów co pół minuty...
— Sheila — rzucił karcąco. — Spokojnie.
Sheila zatrzymała się pod gabinetem Josephine, nadal napierając łapami na drzwi. Nie reagowała na polecenia i Cullen miał wrażenie, że robiła to specjalnie. Przywykła... do innych słów. Których nie umiał powtórzyć.
— Cullenie!
Cullen obrócił się ku sali narad. Ze środka wyszła Inkwizytorka – podłapał jej płoche spojrzenie i zignorował to, jak skuliła ramiona. Udając, że nawet jej nie widział, poczekał, aż Josephine przestanie coś mówić przez próg do Leliany. Zacisnął usta.
Miał sporo pracy związanej z ich najnowszymi działaniami i naprawdę...
— Poczekałeś, to dobrze. — Josephine obdarzyła go uśmiechem, pośpiesznie go doganiając. — Chciałam porozmawiać o jednej sprawie.
Cullen skinął głową.
— Oczywiście.
Rozległo się zaskoczone westchnienie Inkwizytorki. Cullen popatrzył za gnającą przed siebie Sheilą – wykorzystała okazję, żeby prawie stratować Inkwizytorkę i pobiec w swoją stronę. Chyba nie miał już za dużego wpływu na to zwierzę.
— To na pewno...? — Josephine wskazała końcówką pióra na niknący za zakrętem puchaty ogon Sheili.
— W porządku — wszedł jej w słowo. — Pójdzie do Doriana.
Inkwizytorka odmaszerowała, nie oglądając się za nimi. Cullen próbował nie wypalać jej dziury w plecach ponurym spojrzeniem.
Mieli wojnę do stoczenia. Świat do uratowania. W takiej perspektywie jego problemy... były drobne. On sam zresztą też. I Keva.
Westchnął.
— Chodzi o przemarsz, o którym ci już wspominałam. — Josephine znów uśmiechała się pogodnie, w ten doskonale wystudiowany sposób. — Zastanawiałam się, jak przygotowania. Termin się zbliża i...
— Wyślę ludzi. — Cullen wzruszył ramionami. — Mniej, niż zakładałem, ale niczego nie odwołamy. Jeden oddział powinien wystarczyć.
— Oczywiście. — Josephine skinęła głową. — Chciałabym jednak, by prezentowali się... rozumiesz. Nieco korzystniej niż na polu walki.
— Mamy paradne uzbrojenie — przypomniał może zbyt oschle. — Nie widzę problemu, by z niego skorzystali.
Josephine uśmiechnęła się z ulgą.
— Doskonale. Cieszę się, że nie ma z tym problemu. — Odkreśliła coś na swojej liście. — Jest jeszcze jedna...
— Cullenie.
Co było nie tak z tym dniem? Dlaczego znienacka wszyscy czegoś od niego chcieli?
Cullen popatrzył na Lelianę. Zamknęła za sobą drzwi od sali narad i zerknęła krótko na Josephine – jakby nie wiedziała, czy powinna się przy niej odzywać. Zmarszczył czoło. Co się, na oddech Stwórcy, działo? Lelianie raczej nie chodziło o paradny przemarsz.
— Słucham — zaznaczył.
— To... — Leliana nieznacznie się zająknęła, ale szybko odchrząknęła. — To nie ma związku z Inkwizycją.
CZYTASZ
Niewolnica losu
FanfictionEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...