— Dorianie.
Dorian oderwał wzrok od szachownicy, w którą się wpatrywał. Granie z samym sobą na pewno wymagało dużo uporu i cierpliwości, bo próba pokonania dwóch przeciwników naraz była męcząca.
— Keva — rzucił zaskoczony na jej widok. — Cóż za zaszczy...
Wiedziała, co zauważył. Odruchowo sięgnęła do szyi, próbując zasłonić zaczerwienienia dłonią, ale to tylko sprawiło, że groźnie zmrużył oczy. Nie miała nawet siły, by próbować to zakryć. I tak by się zorientował. Zawsze zauważał, kiedy coś było nie tak. Uśmiechnęła się blado, przysiadając się obok niego.
— To nic takiego — mruknęła.
— Kiedy pobita osoba tak mówi, oznacza to, że ma poważne kłopoty — wytknął, siląc się na opanowany, nieco obojętny ton, ale nie powstrzymał zdenerwowanej nuty.
— Ostatnio ciężko pracujemy — westchnęła, kuląc ramiona. — Nie radzi sobie. Korzenie i maść przestają pomagać. Poza tym mam wrażenie, że to jakiś kolejny etap. Musiał przecież zaczynać od początku, jest jeszcze trudniej. Pomylił mnie z demonem.
Dorian zacisnął usta, na jego twarzy pojawiła się dezaprobata podszyta gniewem. Te tłumaczenia go nie obchodziły, widziała to. Chodziło mu tylko o to, co się jej stało. Zanim się odezwał, chwyciła jego dłoń. Nie chciała, żeby mówił to, co cisnęło mu się na język. Wiedziała, co by doradził – a nie zamierzała trzymać się od Cullena z daleka, nawet kosztem własnego bezpieczeństwa.
— Dlatego przyszłam prosić cię o pomoc — stwierdziła, wpatrując się w niego. — Boję się, że jeśli jego stan się utrzyma, stanie się nieszczęście podczas oblężenia. Cullen nie da się odsunąć od wydarzeń, będzie chciał towarzyszyć swoim ludziom.
Dorian był zły. Widziała to. Panował jednak nad sobą. Pozwolił się trzymać za dłoń – to mogło oznaczać, że się poddał.
— Co ci chodzi po głowie? — spytał niechętnie, wypuściwszy powietrze przez nos. — Rozumiem, że nie skrępowanie go i wrzucenie do piwnicy?
Keva posłała mu zdenerwowane spojrzenie.
— Nie — parsknęła. — Studiowałeś trochę książek, szukając pomocy dla niego, prawda? Znalazłeś tam o tych korzeniach na przykład.
— Teraz jakby żałuję, że to robiłem — warknął i skrzyżował ramiona na torsie, uwalniając rękę z uścisku.
Nie mogła dać się złapać na te uszczypliwości. Nie chciała się z nim kłócić. Miał rację... i jej nie miał. To nie było takie proste.
— Znalazłeś może coś więcej? — ciągnęła. — Jakieś... zaklęcia? Cokolwiek?
Dorian przyjrzał się jej trochę podejrzliwie. Wytrzymała to spojrzenie. W końcu przestanie się gniewać na nią i na Cullena. Wiedziała, że jej pomoże.
— Mówiłaś, że komendant boi się magii. — Przechylił głowę. — Żeby nie brać pod uwagę takich dziwnych pomysłów.
— Bo się boi — zgodziła się ciszej i odwróciła wzrok. — Ale musimy zdecydować się na poświęcenia, jeśli chce przeżyć oblężenie Szarych Strażników. Jestem pewna, że damy sobie radę z takim szczegółem.
— A jeśli rzuci się na mnie i mnie pobije? — mruknął zgryźliwie.
— Dorianie! — warknęła. — Przestań! To nie jego wina. Gdyby nie musiał ponownie brać lyrium przez głupią decyzję Inkwizytorki, nie przechodzilibyśmy przez to piekło.
CZYTASZ
Niewolnica losu
FanfictionEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...