Rozdział 32.

185 22 17
                                    

Odetchnięcie świeżym powietrzem przyniosło Kevie mnóstwo radości. Niepokój został zepchnięty w cień podświadomości, skupiła się na podziwianiu widoków. Im bliżej równin się znajdowali, tym lżej się czuła, jakby na nowo uczyła się oddychać. Zrobiła się bardziej gadatliwa, chętnie odłączała się od grupy, żeby zwiedzać okolice na własną rękę. Z początku denerwowała tym Kasandrę – chyba bała się, że wpadłaby w tarapaty, ledwie spuściliby ją z oczu.

Najwięcej czasu Keva spędziła w towarzystwie Doriana i Varrika. Mogła śmiało zasypywać ich pytaniami, wyrażając ekscytację, i chociaż nie odpowiadali zbyt konkretnie, zawsze jej wysłuchiwali. Cullen dowodził razem z Kasandrą i nie miał dla niej za dużo wolnych chwil. Kevie to nie przeszkadzało – zaczynała się martwić, kiedy późnymi popołudniami dawała mu się we znaki głowa. Wtedy cichła, podjeżdżała do niego i towarzyszyła mu aż do kolejnego postoju. Czasami proponowała mu wypicie klanowej herbaty albo przeżucie korzonka. Cullen zwykle żartował z jej nadopiekuńczości, ale im dłużej przebywali w podróży, tym bardziej mrukliwy oraz zgryźliwy się robił.

Keva próbowała nie dać mu się przepracować. Kiedy widziała, że już sobie nie radził, podjeżdżała do Kasandry i proponowała odpoczynek. Kasandra nigdy nie skomentowała tego marudzenia – ale zwykle kwadrans później zarządzała postój. Po rozstawieniu namiotów Cullen znikał wszystkim z oczu. Nawet Keva nie umiała go ubłagać, żeby spędził z nią trochę czasu – uparcie ją odsyłał, mówiąc, żeby cieszyła się wyjazdem i nie zwracała uwagi na jego bóle głowy. Ani razu nie udało jej się przekonać go, że mówił straszne głupoty. Był nieugięty, a Keva nie chciała się kłócić.

Może się bał. Że znowu straci nad sobą panowanie, że podniesie na nią rękę. Dostatecznie często ponuro spoglądał na bliznę na jej ustach. Keva nie wiedziała, jak mu wytłumaczyć, że to wcale nie pomagało. Czuła się okropnie, kiedy ją odsuwał – on pewnie też nie był z tego powodu najszczęśliwszy. Może któregoś dnia po prostu poddałby się, przytłoczony jej uporem. Potrafiła być uparta – nawet bardziej niż on. Musiała tylko dobrać odpowiednie argumenty.

Podczas kolejnego postoju rozstawiła namiot, porozmawiała chwilę z Varrikiem i Dorianem, obiecała, że przyjdzie do ogniska prędzej czy później, po czym skierowała się do Cullena. Ciekawe, czy pracował do późna tak samo jak w Podniebnej Twierdzy, czy po prostu próbował zasnąć? Albo zwyczajnie gapił się w płótno, bojąc się spać przez koszmary? Musiała coś dla niego zrobić. Zbliżali się do Zachodniego Podejścia, a Cullen czuł się coraz gorzej. Prawie wcale nie pokazywał się innym na oczy. Keva z coraz większą podejrzliwością patrzyła na żółknącą roślinność. Nawet powietrze zrobiło się bardziej suche.

Chciała wiedzieć, jak Cullen się miał. Chciała móc zareagować, gdy będzie jej potrzebował. Czy sobie tego życzył, czy nie.

Zatrzymała się przed wejściem do jego namiotu i wsunęła dłoń do środka, żeby się tam wślizgnąć. Ubiegł ją spokojny głos Cullena:

— Kev, idź do przyjaciół.

— Nie — stwierdziła. — Chcę przyjść do ciebie.

— Zaraz będę się kładł — odparł. — Nie ma sensu, żebyś...

Usłyszała, że wstał, a jego cień padł na materiał, przy którym stała.

— Nie będziesz się kładł. — Odgarnęła płótno, stając w przejściu ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.

Spojrzała na Cullena, skupiając się na jego zmęczonej twarzy oraz podkrążonych oczach. Nie wyglądał dobrze. Nie wyglądał na człowieka, który się wysypiał po codziennej, wyczerpującej wędrówce. Poza tym widziała, że drżały mu dłonie – a kiedy tylko sam się zorientował, że zauważyła, schował je za plecami. Westchnęła.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz