Nad ranem obudził Cullena natrętny, wilgotny nos wciskający się pod rękę. Zaspany wyplątał Kevę z objęć, wziął zniecierpliwionego szczeniaka na ręce i, nadal półprzytomny, zniósł do gabinetu. Zabrał pierwsze z brzegu wierzchnie okrycie i pomaszerował na spacer. Gdy wrócili, Keva nadal spała, oddychając równo. Cullen położył się z powrotem, chcąc po prostu cieszyć się jej bliskością, ale – samemu nie wiedząc kiedy – znów zasnął.
Obudził się znacznie później. Słońce wpadało przez okno i rozjaśniało cichą komnatę. Szczeniak magicznym sposobem znalazł się w nogach, a Cullen odkrył mocno wtuloną w niego Kevę. Nie był pewien, czy przypadkiem nie przespał jej koszmaru, ale wyglądała na spokojną. Nie robił więc zbędnego zamieszania, rozluźnił się i zawiesił na niej pełen rozczulenia wzrok.
Powinien zabrać się do pracy, uporządkować gabinet albo chociaż wymyślić imię dla drzemiącego psa. Zamiast tego przyglądał się Kevie, jakby bał się, że mógłby zapomnieć, jak wyglądała. Kiedy leżała przy nim, wydawało mu się, że te długie tygodnie to tylko zły sen – z którego wreszcie się obudził.
Nie wiedział, czy jego wzrok przypadkiem nie wyrwał jej ze snu. Nagle otworzyła oczy i spojrzała prosto na niego, półprzytomnie, ale zaskakująco czujnie. Szybko się rozluźniła, zanim nawet zareagował. Może też myślała, że obudzi się znów w lochach? Serce nieprzyjemnie mu się ścisnęło. Nie potrafił sobie wyobrazić, co przeżywała w zamknięciu.
Keva wcisnęła twarz w jego szyję. Poczuł na skórze ciepły, łaskoczący oddech, od którego po plecach przebiegły mu ciarki.
— Nie zagraliśmy w szachy — poskarżyła się.
— Zasnęłaś — mruknął, obejmując ją. — Przyniosłem szachownicę.
— To jest suczka — stwierdziła, przemilczawszy jego komentarz. — Wiedziałeś?
Cullen uniósł głowę na tyle, żeby przyjrzeć się kosmatej kulce. Nawet nie pomyślał o sprawdzeniu czegoś takiego. Zabrał, co leżało bezpańskie, a potem martwił się tylko powrotem do Podniebnej Twierdzy.
— Trudno — skwitował.
Dopiero kiedy Keva szczypnęła go w bok, zaśmiał się cicho i ucałował ją w czoło, mocniej otoczywszy ramionami.
— Trzeba wymyślić jej imię — westchnął.
— Coś znajdziemy — zapewniła i przekręciła się, ku jego niezadowoleniu, na plecy.
Nie mógł jej już do siebie przytulać, za to lepiej widział jej twarz. Spojrzała w strop. Na ustach błąkał się lekki, zadowolony uśmiech, pierś podnosiła się miarowo przy równym oddechu, z oczu zniknął cień, który Cullen dostrzegał wczoraj. Wszystko wracało do normy szybciej, niż mógłby marzyć. Uśmiechnął się ciepło.
— Pamiętasz, jak po mnie przyszedłeś do mojej kryjówki? — Popatrzyła na niego.
Musiał się chwilę zastanowić, zanim skinął głową. Próbował przywołać dokładne wspomnienie, bo – znając Kevę – mogła go zapytać o coś bardzo szczegółowego. Nie wiedział też, o co jej chodziło i dlaczego wracała do tego tematu akurat teraz, ale do takich wątpliwości już przywykł. Przypatrywał się jej z ciekawością, wsparłszy policzek na dłoni.
— To, co ci wtedy powiedziałam... — urwała na moment, rumieniąc się. — Chodziło mi o to, że się w tobie zakochałam.
Cullen – zupełnie nie rozumiał dlaczego – też poczuł uderzające w policzki gorąco. Odchrząknął. W ogóle nie pomyślał, że mówiła wtedy coś tego rodzaju. Pamiętał, jak walczył, żeby nie wyobrażać sobie za dużo i przypadkiem nie skrzywdzić jej głupotą. Najwyraźniej jak zawsze ostatni się orientował w tym, co się wokół działo.
CZYTASZ
Niewolnica losu
FanfictionEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...