Rozdział 21.

203 23 27
                                    

— Panie komendancie! Panie komendancie.

Cullen przystanął i obejrzał się przez ramię, oderwawszy spojrzenie od czytanego raportu. Jego oczom ukazał się maszerujący raźnym krokiem Dorian, jak zwykle uśmiechnięty, wyprostowany i przesadnie dumny z siebie. Zatrzymał się przy nim i skrzyżował ramiona, posławszy mało przychylne spojrzenie zapisanej kartce.

— Słucham — przypomniał Cullen.

— Doszły mnie wieści, że dość na dzisiaj pracy — stwierdził, przypatrując się mu błyszczącymi oczami. — I doniesiono mi, że drogi komendant potrafi grać w szachy.

— Czy któraś z informacji nie wyszła od Kevy? — zainteresował się z mimowolnym rozbawieniem, uniósłszy brew.

Mieli dziś drobną utarczkę – Keva koniecznie chciała, żeby zrobił sobie przerwę, jak zawsze grożąc mu odejściem z Inkwizycji, a on upierał się, że nie był zmęczony. Chociaż musiał przyznać, że głowa trochę go bolała. Ostatecznie ustalili, że zajmie się jeszcze trzema sprawami i potem odpocznie. Keva musiała udać się do koniuszego, żeby załatwić kwestie padokowania wierzchowców, co ułatwiało Cullenowi drobne odstępstwa od umowy.

Najwyraźniej domyśliła się, że będzie próbował kręcić, i wysłała Doriana.

— Nie to jest istotne — żachnął się Dorian. — Tylko to, czy grasz w szachy. Co prawda mam całkowitą pewność, że grasz, jednak dobrze będzie usłyszeć to też od ciebie.

— Gram — potwierdził, uśmiechnąwszy się lekko. — Ale Keva również potrafi grać w szachy. Możesz zagrać z nią.

— Potrzebuję wyzwania — skwitował zirytowany. — A ty masz przecież na dzisiaj dość pracy. Zapraszam na partyjkę.

Cullen zawahał się, zacisnąwszy usta. Prawdę mówiąc, nie powinien. Powinien wrócić do gabinetu i trzymać rękę na pulsie, na wypadek gdyby zdarzyło się coś nieprzewidzianego. Z drugiej strony... od czasu niefortunnego wyjścia do karczmy udało mu się wykręcić z każdej towarzyskiej propozycji. Tylko Keva jeszcze wierzyła, że dałoby się go odciągnąć od pracy – i jej entuzjazm za każdym razem gasł, gdy musiał jej odmówić. Na samo wspomnienie znów poczuł nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Nienawidził jej tego robić.

Był w stanie kolejny raz odmówić jej pomysłowi? Tak bardzo się starała. Nawet nie chciał wyobrażać sobie jej zranionego spojrzenia skarconego psiaka.

— Gdzie? — spytał, wzdychając ciężko.

— W ogrodzie, oczywiście. — Wskazał drzwi. — Wszystko przygotowane.

— Nie miałeś pewności, że się zgodzę — mruknął oburzony, złożywszy raport.

— Nie. — Uśmiechnął się tajemniczo i ruszył przodem. — Nie musiałem.

Cullen nabrał powietrza, chcąc zapytać, ale uznał, że byłoby to nierozsądne. Podążył za Dorianem, pokręciwszy głową. Co ciekawe, nawet nie czuł wyrzutów sumienia przez tę nieplanowaną przerwę. Nie spodziewał się tylko, że przyjdzie mu odpoczywać w towarzystwie maga z Tevinteru. Nie miał nic do Doriana – chociaż mógłby być czasem bardziej samokrytyczny – ale nie wiedział też, co sprawiło, że Keva tak go uwielbiała. Z chęcią by to odkrył, a jaki był na to inny sposób poza spędzeniem z nim trochę czasu?

Ogród, jak zauważył Cullen, z każdym dniem coraz bardziej się zielenił. Najwyraźniej klimat Podniebnej Twierdzy służył roślinom, bo przyjmowały się bez trudności i rozwijały w szybkim tempie. Z przyjemnością przespacerował się wśród sięgających połowy łydki traw, podążając za Dorianem. Musiał tu często bywać, sądząc po tym, jak niewiele się rozglądał. Pewnie Keva zabierała go tu codziennie.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz