Rozdział 25.

182 22 28
                                    

Przy przygotowaniach do wyprawy w ciągu dwóch dni przybyło obowiązków. Cullen miał wyrzuty sumienia, że z tego powodu Keva bardzo rzadko widywała się z przyjaciółmi, ale nie dawała mu odczuć, żeby było jej przykro. Z pełną wyrozumiałością przesiadywała w gabinecie przez długie godziny, wykonując wszystkie polecenia – które wydawał już niemal nieświadomie. Pewnego razu poprosił o coś Kevę, gdy akurat jej nie było, i ze zgrozą pojął, że powrót do dawnego systemu pracy okazałby się dla niego naprawdę trudny. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby Kevy zabraknąć.

Dzięki sporej nadwyżce obowiązków przynajmniej przestał rozmyślać o swoich nieodpowiednich uczuciach. Łapał się na tym, jak przyglądał się jej z uśmiechem, w milczeniu się nią zachwycając, ale na szczęście ani razu go na tym nie przyuważyła. Naprawdę próbował traktować ją tak, jak powinien – jak podwładną, współpracownicę, dobrą znajomą albo nawet przyjaciółkę.

Potem się uśmiechała i serce zaczynało mu szybciej bić. To zupełnie bez sensu.

— Trzeba porozmawiać z Dennettem — mruknął, potarłszy czoło.

Zwiadowczyni Harding przyniosła listę ochotników na wyprawę i naprawdę nie był pewien kilku nazwisk. Chyba najnowsi rekruci. Myśleli, że zabrałby ich na tak groźny teren? Głupota. Młodzi jednak palili się do działania.

Keva uniosła głowę i popatrzyła na niego wyczekująco.

— Dowiedz się, ile wierzchowców może nam wydać. Na Zachodnie Podejście potrzebujemy tych najbardziej odpornych — dokończył myśl, otrząsnąwszy się z zadumy.

— Jasne. — Podniosła się. — Załatwię to szybko. Coś jeszcze zanieść gdzieś?

— Kwatermistrz. — Podał jej plik dokumentów. — I niech Stwórca ma cię w opiece — dodał z przewrotnym uśmiechem.

Keva roześmiała się, przyjmując listy zaopatrzeniowe. Oboje przez te dni podpadli kwatermistrzowi, co i rusz żądając od niego nowego wyposażenia i realizowania dodatkowych zamówień. Żartowali, że pewnego razu któreś stamtąd nie wróci, a ciało zostanie odnalezione u stóp Podniebnej Twierdzy.

— Jeśli nie przyjdę do godziny, zacznij mnie szukać, komendancie — poprosiła wesoło, kierując się do drzwi.

— Nie spocznę, póki cię nie odnajdę, lady Lavellan — odparł i odprowadził ją wzrokiem do wyjścia.

Drzwi się zamknęły i Cullen odetchnął głębiej. To był doskonały moment, żeby wysłać ją z konstruktywnym zadaniem – wyczerpanie dało o sobie znać pulsowaniem w skroniach. Sięgnął po słoiczek maści i nabrał jej trochę na palce. Po gabinecie rozniósł się intensywny ziołowy aromat. Nie chciał martwić Kevy tym, że głowa znowu mu dokuczała. Oby tylko nie wróciła za szybko, bo zapach nie zdąży ulecieć.

Wmasowawszy maść w skronie, dokładnie zakręcił słoiczek i wrócił do pracy. Musiał przeanalizować listę ochotników, żeby nie ryzykować bezpieczeństwem słabiej wyszkolonych żołnierzy. Powinien też poprosić zwiadowczynię Harding o krótkie notatki przy każdym nazwisku – tak na przyszłość. To by stanowczo ułatwiło wszystko.

Nie minął nawet kwadrans, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Drgnął, trochę nerwowo, i uniósł spojrzenie – serce zabiło mu szybciej, sprawiając, że dławiący niepokój zacisnął się na gardle. Ale Keva przecież nie pukała już od dawna. Od całych tygodni, jeśli nie dłużej. To nie ona, na szczęście.

Z powrotem skupił wzrok na jednym z raportów i odchrząknął, żeby nie mieć zbyt schrypniętego głosu.

— Wejść.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz