Rozdział 56.

95 18 5
                                    

Wolny czas. Cullen nie pamiętał już, co się z nim robiło.

Od powrotu do Podniebnej Twierdzy praktycznie nie opuszczał kwater – nawet nie schodził do gabinetu. Czuł się jak księżniczka uwięziona na wieży, przykuty do łóżka i odcięty od świata. Z uwagą nasłuchiwał rozmów dobiegających z piętra niżej, bojąc się, że nie wszystkie informacje do niego docierały. Może i Keva szczegółowo relacjonowała każdy swój dzień, ale nie było go tam. To wystarczało, by czuł niepokój.

Zajął się oprawianiem rysunku, który dostał od Kevy przed wyruszeniem na Zachodnie Podejście. W nogach łóżka pochrapywała zadowolona Sheila, wyczerpana długą zabawą – chyba przez godzinę przeciągali między sobą gruby sznur przyniesiony przez Varrika, aż padła jak martwa i zapadła w głęboki sen. Przymrużając oczy, Cullen spróbował wsunąć deseczkę z rysunkiem Dirthamena w ramkę tak, żeby nie zagiąć papieru. Wymagało to więcej zręczności, niż z początku zakładał.

Z gabinetu nie dochodził żaden głos. Kilkanaście minut temu trzasnęły drzwi za wychodzącym posłańcem i Keva najwyraźniej pogrążyła się w pracy. Sheila sapnęła głośniej i machnęła łapą, uderzając w jego stopę. Cullen zerknął na nią rozbawiony, co przypłacił wyślizgnięciem się deseczki. Syknął pod nosem, powstrzymawszy się od przeklinania, i powrócił do pracy.

Gdy zaszurała drabina, natychmiast uniósł wzrok. Nie minęło dużo czasu, zanim Keva wspięła się do ich sypialni. Odgarnęła poczochrane włosy z twarzy, posłała mu pełen ciepła uśmiech i pośpiesznie podeszła do łóżka. Cullen w nerwach schował ramkę z obrazkiem pod poduszkę – nie chciał, żeby zobaczyła, co wymyślił. Na szczęście była zaprzątnięta czymś innym i nawet nie zwróciła na to uwagi.

— Muszę iść — mruknęła, przysiadłszy na brzegu materaca. — Dobrze się czujesz?

— Zupełnie normalnie — zapewnił z uśmiechem. — I nigdzie się nie wybieram.

Keva przyjrzała mu się, jakby nie uwierzyła w ani jedno słowo. Zaraz trochę się rozpogodziła i musnęła jego policzek w pocałunku.

— Wrócę najszybciej, jak tylko będę mogła — stwierdziła. — Przyniosę ci nowe książki do czytania, może uda mi się zahaczyć o bibliotekę.

— W porządku. — Wplótł palce w jej włosy, nie pozwalając się jej odsunąć. — Dziękuję — zamruczał.

— Cullenie — skarciła go rozbawiona. — Naprawdę muszę iść. Pobaw się z Sheilą, jeśli ci się nudzi.

— Zamęczę tego psa — żachnął się, niechętnie cofając rękę.

— W takim razie też się zdrzemnij. — Wstając, ucałowała jego czoło. — Musisz nabrać sił przed powrotem do pracy.

Cullen uśmiechnął się krzywo. Nie skomentował tego, nie chcąc, żeby wychwyciła w jego głosie frustrację. Nie urwało mu przecież żadnej kończyny ani nie zapadł na ciężką chorobę – Keva trzęsła się nad nim jak nad jajkiem. Nie chciał się na nią gniewać za troskę, po prostu... jej starania chyba były nieco wyolbrzymione.

Albo naprawdę zupełnie nie umiał mieć wolnego.

— Dareth shiral, ma'vhenan — rzuciła, przemierzywszy połowę pokoju.

Skinął głową. Nie spuścił z niej spojrzenia, póki nie zniknęła na drabinie. Z westchnieniem sięgnął po schowaną ramkę, ale zanim ją wyjął, zorientował się, że coś szurało. Uniósł wzrok – drabina zakołysała się, po czym została odstawiona.

Jak to?

— Kev?! — zawołał niepewnie.

— Na wypadek, gdybyś postanowił sobie iść!

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz