Przejście przez Podniebną Twierdzę pełną uważnych spojrzeń było dla Kevy zwyczajnie trudne. Udawała, że niczego nie zauważała, ale żołądek coraz mocniej się jej ściskał. Musiała wyglądać strasznie – co prawda na pewno trafiały się tutaj mocniej poszkodowane osoby, jednak nikt nie spodziewał się ujrzeć w takim stanie zastępczyni komendanta Rutherforda. Musiała zaciskać zęby i sprawiać wrażenie, że zaciskanie wcale nie powodowało ukłuć bólu.
Uzdrowiciel, do którego przyszła, nie zadawał pytań. Przyjrzał się rozcięciom i siniakom, zacmokał zdenerwowany, a potem przystąpił do pracy. Keva śledziła go uważnym spojrzeniem – jego zatroskana mina powiedziała więcej, niż by chciał. Czekała jednak, odwróciła wzrok i zapatrzyła się w punkt przed sobą. Niczego nie mogła poradzić. Ani na obrażenia, ani na to, że przyszła dopiero teraz. Trudno. Niech się dzieje wola Mythal. Nie zwracała uwagi na krzątanie się uzdrowiciela oraz na to, jakich ziół używał. Twarz coraz mocniej mrowiła, ale to też dało się zignorować.
Werdykt uzdrowiciela brzmiał, że więcej nie dało się zrobić. Rany musiały się zasklepić same i tylko siniaka zdołał się pozbyć. Zastrzegł, że prawdopodobnie zostanie blizna – bo przyszła za późno. Keva wiedziała, że tak to się skończy. Skinęła w odpowiedzi głową, nie widząc powodu, by komentować. To był jej wybór. Nie żałowała ani przez chwilę. Blizna wydawała się mało znacząca w obliczu całego problemu. Uprzejmie podziękowała za pomoc i opuściła parterowy budynek.
Nie chciała wracać teraz do Cullena. Musiał odsapnąć, przemyśleć wszystko, na pewno wolał samodzielnie posprzątać bałagan. A było co sprzątać. Widziała w jego oczach, że wyrzuty sumienia dosłownie go pożerały. Nie umiała mu z tym pomóc – patrzył na nią i widział wyłącznie swoje grzechy, kiedy to nie do końca tak. Poza tym teraz ostatnim, czego potrzebował, było odkrycie, że na jej twarzy zostanie blizna.
Nie chciała też zostać sama. Przeniosła wzrok na górującą nad nią twierdzę, czując, jak nogi odruchowo ruszały w odpowiednią stronę.
Spacer do biblioteki zajął jej niecały kwadrans. Wspięła się po schodach – potknęła się na nich aż dwukrotnie! – i weszła między regały. Dorian czytał, siedząc w ulubionym fotelu, i na dźwięk kroków nawet nie raczył oderwać spojrzenia od lektury. Keva uśmiechnęła się rozbawiona – zignorowała pieczenie ust – i po cichu się do niego zbliżyła. Zatrzymała się w rozsądnej odległości, czekając. Dorian nie zareagował i teraz już naprawdę nie wiedziała, czy udawał, czy rzeczywiście nadal jej nie widział.
Odchrząknęła.
— Och, kogóż my tu... — zaczął, podnosząc wzrok.
Urwał gwałtownie, kiedy na nią popatrzył. Zobaczyła, jak na jego twarzy odbijało się przerażenie. Wpatrywał się w jej usta, policzek, kość jarzmową, ale nawet nie zajrzał jej w oczy. Zerknęła w bok, czując, jak żołądek nieprzyjemnie się zaciskał.
— Hej — mruknęła.
— Co ci się stało? — spytał ostro, szybko się podnosząc.
Cofnęła się dwa kroki, ale nie uciekła przed jego ręką. Dorian chwycił jej brodę i obrócił twarz tak, żeby przyjrzeć się ranom przecinającym piegowatą skórę. Keva nie odważyła się na niego spojrzeń. Co mogła mu powiedzieć?
— Miałam wypadek — stwierdziła.
— Kto ci to zrobił?
Keva zesztywniała. Nie przewidziała, że zadałby takie pytanie. I co teraz? Jak wybrnąć? Jeśli wspomni, że się z kimś pokłóciła, nie skłamałaby, ale tylko bardziej by go zdenerwowała. Zresztą czy zasługiwał na to, żeby ukrywała przed nim takie rzeczy?
CZYTASZ
Niewolnica losu
FanfictionEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...