Kiedy Keva wyszła z sali narad, w mgnieniu oka uleciała z niej cała złość. Wiedziała, że bronienie Cullena było dobrą rzeczą, ale teraz wstydziła się tego wybuchu. Powinna panować nad gniewem. Każde nieodpowiedzialne zachowanie mogło prowokować Inkwizytorkę, by jeszcze bardziej utrudniała Cullenowi życie. Poza tym Keva nie musiała na nią krzyczeć aż tak. Chyba. Inkwizytorka zrobiła coś złego, ale groźby to przesada. Keva przełknęła ślinę, spoglądając na swoje drżące dłonie.
Przesadziła. W słusznej sprawie, jednak przesadziła.
Zatrzymała się po opuszczeniu gabinetu ambasador lady Montyliet, oparła się o zimną ścianę i schyliła głowę. To nieprawdopodobne, że nie rozpłakała się podczas starcia z Inkwizytorką. Łzy nadeszły z opóźnieniem, zakłuły ją w oczy, ale spróbowała wytrzymać. Mimo że oddech uwiązł nagle w gardle, po plecach przebiegły dreszcze, kolana zmiękły. Czuła się zupełnie wyczerpana. Pusta. Po uldze, która zalała jej pierś podczas krzyku, nie został choćby ślad.
W końcu niczego nie osiągnęła. Nie poprawiła sytuacji... może nawet ją pogorszyła. Powinna była się zastanowić, czy robienie awantury Inkwizytorce to rozsądne zachowanie. Może również Cullen się od niej odwróci. Nie uszanowała tego, co postanowił. Nakrzyczała na niego. Wyrzuciła jego szkatułkę. Zostawiła go.
Zamknęła oczy, nabierając głębokiego wdechu.
Cullen znów brał lyrium. Wszystko to, co przeszedł, co przeszli razem, zostało zaprzepaszczone. Jeśli zechce, będzie musiał zaczynać od nowa. Raz jeszcze przebrnąć przez najgorsze chwile, napady wspomnień, bóle głowy, ryzyko popadnięcia w obłęd. Keva mocno zacisnęła powieki, walcząc ze łzami.
Skoro ją to przerażało, jak musiał czuć się on?
Odepchnęła się od ściany, nerwowo przecierając oczy. Nie mogła się rozpłakać na środku sali tronowej. Nie wiedziała też, dokąd pójść. Nie miała siły ani ochoty widzieć się z kimkolwiek – Cullen pewnie jej nie potrzebował. Nie teraz, przynajmniej. Na pewno nadal się gniewał. Potem pójdzie i go przeprosi, że krzyczała. Może jej wybaczy. A może nie. Westchnęła, bezradnie zaczesując włosy na plecy.
Jak inni sobie z tym radzili? Z tym strachem, że nie dałoby się rady ochronić tych, na których najbardziej im zależało?
Przechodząc obok drzwi prowadzących na wewnętrzny dziedziniec, przystanęła. Właściwie może było coś, co mogłaby naprawić. Przestąpiła z nogi na nogę, walcząc z nieprzyjemnym uciskiem w brzuchu. To prawdopodobnie głupie. Nawet bardzo. Wypuszczając wstrzymane powietrze, pchnęła drzwi, wychodząc do ogrodu.
Nie ruszyła ani pod ulubione drzewo, ani do altanki, ani do donic, w których hodowali delikatniejsze rośliny przed przesadzeniem do ziemi. Poszła w cieniu rzucanym przez krużganki, czując na skórze ukąszenia chłodu. Ten dzień był zimniejszy, niż wydawało jej się jeszcze kilkanaście minut temu. Zauważyła, że patrolujący wewnętrzny dziedziniec strażnicy przyglądali jej się z ciekawością – ale marne szanse, by już usłyszeli o awanturze. Po prostu nikogo poza nią tu nie było.
Zatrzymała się przy uchylonych drzwiach prowadzących do jednego z wielu pomieszczeń rozlokowanych wokół ogrodu. Zerknęła przez ramię. Nikt nie szedł w jej stronę ani nie interesował się tym, co robiła. Niepewnie popchnęła drzwi, a zawiasy ze skrzypnięciem ustąpiły. Keva mimowolnie się wzdrygnęła. Wyciągnęła szyję, wspierając się na framudze, i zajrzała do środka. Nie wiedziała, czy powinna tam wchodzić. Może wystarczyłoby stać tutaj?
W komnacie nikogo nie było. Widziała tylko palące się świece zaścielające posadzkę, przyciśniętą do starej ściany ławę oraz górujący nad tym wszystkim posąg. Wyrzeźbiona w kamieniu kobieta, której rysy zatarł upływający czas, wyciągała przed siebie ręce, jakby coś trzymała. Może źródło światła. Pewnie odłupało się razem z jej dłońmi. Keva wsparła policzek na zimnym kamieniu, przypatrując się obcej postaci.
CZYTASZ
Niewolnica losu
ФанфикEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...