Rozdział 42.

149 21 16
                                    

— Skucha!

Varrik zarechotał, przypatrując się triumfującemu Dorianowi. Uśmieszek, który pojawił się na jego ustach, nie wyglądał przyjaźnie. Keva schowała się za dłońmi, sponad palców obserwując rozwój sytuacji.

— Odpuszczam — mruknęła Kasandra, widząc, że nikt się nią nie przejmował, i położyła karty na stół, prezentując ich symbole.

— I tak miałaś lepiej ode mnie — rzuciła z wyrzutem Keva, zauważywszy jej układ.

Musiała odpuścić już w drugiej turze, bo zwyczajnie dostawała najgorsze karty. Zaczynała podejrzewać, że to nie tylko troskliwa Mythal próbowała ją chronić od hazardu, ale też lepkie ręce jej najbliższych przyjaciół.

— Szykujcie kiesy — zaproponował Varrik, wykładając na stół karty.

— Jakim... jakim cudem?! — oburzył się Dorian, poderwawszy się z miejsca, gdy ujrzał wygrywające rozdanie. — Przecież...!

— Lata wprawy, Błyskotku. — Uśmiech Varrika stał się jeszcze bardziej paskudny. — Płać, wstydu oszczędź.

Dorian opadł na krzesło, mamrocząc wściekle, i dołożył obiecaną sumę do puli. Varrik zamaszystym gestem zgarnął wygrane w tym rozdaniu srebrniki. Keva wydęła usta.

— Nie rozumiem, jak można wygrywać w coś, co nie ma logicznych zasad — poskarżyła się, krzyżując ręce na piersi.

— Wystarczy wykazać się sprytem — stwierdził Varrik, przeliczając kwotę.

— Nie jestem sprytna?

— Jesteś niewinna, Aniołku, to wystarcza, żebyś kiepsko grała w Kapryśny Los — poprawił i zerknął na nią z rozbawieniem.

To nie brzmiało dobrze, kiedy powiedział to na głos.

— Nie martw się, nie tylko ty nie rozumiesz, co tutaj robisz — westchnęła Kasandra, z lekkim uśmiechem wsparłszy głowę na dłoni.

Keva popatrzyła na nią ze współczuciem. Przynajmniej nie była zupełnie sama w tej podłej niedoli. Za każdym razem, kiedy zgadzała się z nimi grać, zastanawiała się potem, po co to robiła. Nie miała przecież nadmiaru pieniędzy.

Zawiesiła wzrok na drzwiach wejściowych do karczmy. Nadal nie straciła nadziei, że wreszcie się otworzą. Wiedziała, że musiała być cierpliwa. Słyszała pełen wzburzenia głos Doriana, na który nie reagowała przez dłuższą chwilę. W końcu Dorian chwycił ją za łokieć. Drgnęła i obejrzała się na niego.

— To dokąd jedziecie na te romanse? — zagadnął.

— Co? — mruknęła zdumiona. — Och. Inkwizycja została zaproszona gdzieś do Fereldenu, do... eee... no... na... Poza Ziemię.

Dorian posłał jej tak zdezorientowane spojrzenie, że się zarumieniła. Nie miała dobrej pamięci do nazw, zwykle tylko coś się jej mętnie kojarzyło. Wszystko zawsze przekręcała.

— Na Zaziemie — poprawiła ją Kasandra, zdusiwszy chichot.

Nie trudził się tym Varrik, który otwarcie parsknął śmiechem, kręcąc głową nad kartami. Keva dostrzegła, jak błyskawicznie wsunął do rękawa jedną z nich. Popatrzyła na niego zdruzgotana, mimowolnie rozchyliwszy usta.

Niemożliwe. On... on naprawdę?

— No i co wy tam będziecie robić? Bez nas? Na zbadanym, zamieszkałym regionie? — marudził Dorian, wymownie wznosząc spojrzenie do stropu.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz