Rozdział 58.

118 14 10
                                    

Do drzwi rozległo się pukanie. Cullen poderwał głowę i spojrzał w stronę drabiny, nie mając ochoty ani się ruszać, ani odzywać. Pod nieobecność Kevy teoretycznie oficjalnie nikogo nie było. Zakazała mu pochylać się nad raportami, dopóki rwał go bok – i prawie jej słuchał. Nie musiała wiedzieć o tym prawie.

Zamek szczęknął, a zawiasy skrzypnęły, gdy drzwi zostały otwarte. Sheila uniosła łeb i, nastawiając oklapnięte uszy, popatrzyła ku drabinie. Cullen z ciekawością przyjrzał się jej reakcjom – wyglądała na spokojną, więc założył, że to ktoś znajomy. Wrócił do czytania, przekonany, że kiedy gość nie znajdzie Kevy, uda się w swoją stronę.

Nie spodziewał się, że szczeble drabiny zaskrzypią, a w pokoju pokaże się Dorian. Cullen odłożył książkę i popatrzył na niego, nawet nie próbując ukryć szczerego zdumienia. Dorian rozejrzał się wokół, unosząc brwi. Stracił zainteresowanie wystrojem, kiedy dostrzegł siedzącego na łóżku Cullena.

— Tu jesteś! — skwitował.

Sheila zerwała się z podłogi i przyskoczyła do Doriana. Wspięła się na tylne łapy, by przednie oprzeć na jego brzuchu. Dorian zaśmiał się cicho i pogłaskał ją po łaciatym łebku.

— Stało się coś? — mruknął Cullen.

Poczuł się nieswojo z Dorianem w sypialni. Rzadko kogokolwiek zapraszał do siebie i chociaż wiedział, że to najbliższy przyjaciel Kevy, niespecjalnie go to pocieszało.

— Nie. — Dorian wzruszył ramionami. — Słyszałem, że się nudzisz, kiedy Lavellan biega po Twierdzy i wszystko za ciebie załatwia. Złaź — zwrócił się do Sheili.

— Daję sobie radę — zapewnił.

To było podejrzane. Bardzo.

— Jak ona cię znosi, nudziarzu. — Wywrócił oczami i ruszył do łóżka, zupełnie jakby był u siebie.

— Słucham? — wykrztusił.

— Chcę rewanżu — poinformował, rzucając na materac zamknięte pudełko. — A kiedy indziej zdołam cię dorwać, jak nie teraz?

Cullen spojrzał na szachy, uniósł brwi i przeniósł wzrok na Doriana. Zasiadł naprzeciwko niego, skrzyżował ręce na torsie i przyjrzał mu się z triumfalnym błyskiem w oku. To się działo naprawdę? Dorian właśnie napadł go w jego własnej sypialni, żeby zmusić do zagrania w szachy?

Cullen milczał przez długą chwilę. To mogła być pułapka.

— Lavellan mnie przysłała — westchnął wreszcie Dorian. — Tak długo płakała, żebym się tobą zajął, że w końcu jej uległem.

Dopiero te słowa Cullena uspokoiły. Uśmiechnął się, skinął głową i spokojnie otworzył szachy, by przygotować planszę. Stęsknił się za tym – teraz, kiedy Keva była tak zapracowana, a on nie miał nic do roboty, bardzo chciał zagrać. Niestety, wracała zwykle zmęczona albo poirytowana, dlatego nie nękał jej szachami. Przed nimi całe życie. Jeszcze zdążą zagrać nie jeden raz.

— Jesteś przygotowany na przegraną? — Rozstawił pierwsze pionki.

— Panie komendancie, wezmę tę planszę szturmem — parsknął Dorian, wywróciwszy oczami. — Będziesz błagał o litość.

Cullen przyjrzał mu się z powątpiewającą miną, nie skomentował jednak. Skupił się na wyciąganiu figur.

— Co robi Keva? — mruknął.

— Kłóciła się z kwatermistrzem, jak do ciebie szedłem — odparł i rozpoczął grę, przesuwając biały pionek. — Ostatnio często się kłóci. Mówi coś o tym, że Inkwizytorka chce przerzucenia dodatkowych sił na Szmaragdowe Mogiły. Mówi to z taką miną, że ja bym się na miejscu Inkwizytorki zastanowił, czy powinna tego chcieć.

Niewolnica losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz