Keva stanęła przed drzwiami prowadzącymi do komnat Etain i nabrała głębokiego wdechu. Skoro zdołała spojrzeć Kasandrze w oczy po zawstydzającym incydencie z poprzedniego dnia, była w stanie zdradzić swoją tajemnicę.
Bała się konfrontacji z Kasandrą tak samo jak rozmowy z Etain. Wydawało jej się, że zostanie potępiona – a przynajmniej poczuje na sobie krzywe spojrzenie pełne dezaprobaty. Tylko... nic takiego się nie stało. Kasandra zachowywała się zupełnie normalnie, nawet wciąż się do niej uśmiechała. Keva z początku zastanawiała się, czy coś się za tym nie kryło, bo zwyczajnie nie mogła uwierzyć.
I wreszcie to pojęła. Istniały osoby, które wspierały ją bez względu na wszystko. Mogła im powiedzieć to, co leżało jej na sercu, pokazać największe słabości, a one i tak stały po jej stronie. Cullen jej nie oceniał. Kasandra jej nie oceniała. Doriana to nawet nie obchodziło – w tym pozytywnym sensie. Varrik popierał wszystko, co robiła. Z Etain musiało być tak samo. Znały się przecież nawet dłużej.
Wypuszczając powietrze, uniosła rękę, ale zawahała się. Jeszcze miała szansę. Mogła się odwrócić i uciec. Nikt nawet by nie wiedział, że tu była. Może to nie czas, może powinna to odłożyć. O rok. O dwa. O wieczność, aż do śmierci. Zamknęła oczy, czując narastającą w gardle gulę. Tak, Kevo, uciekaj. Całe życie uciekaj. Jak ostatni tchórz.
Zapukała, starając się zignorować zamierające w piersi serce. Dlaczego się bała? Etain była jej przyjaciółką, była jej najbliższa na świecie. Jeśli nie ona, to kto miałby ją zrozumieć? Kto by pocieszył, kto uspokoił? Powinna jej zaufać. Przecież ją znała. Wierzyła w nią. Wystarczyło oddychać i nie panikować. Szkoda, że ręce już całe się jej trzęsły.
Zza drzwi dobiegło stłumione zaproszenie. Keva nacisnęła klamkę i bez pośpiechu weszła do obszernej, pedantycznie wysprzątanej komnaty. Przez uchylone okno wpadał przenikliwy, orzeźwiający ziąb gór. Keva odetchnęła pełną piersią, czując się odrobinę silniejszą. Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie...
Zatrzymała się w lekkim rozkroku i nawet nad tym nie panowała. Wiedziała, że wyglądała jak spłoszone zwierzę gotowe do ucieczki – choćby skokiem w przepaść. Zawiesiła wzrok na siedzącej w głębokim fotelu Etain, nie potrafiąc wydusić z siebie choćby słowa. Jak się w ogóle mówiło?
Etain podniosła się. Na jej twarzy malowała się bezradność, jakby nie wiedziała, co zrobić z przyjściem Kevy. Niechętnie odłożyła książkę na stolik i przesunęła palcami po skórzanej okładce. Keva zapatrzyła się na jej dłonie – smukłe, o delikatnych palcach, z długimi paznokciami. Jej nie wyglądały tak ładnie. Jej były bardziej szorstkie, przyzwyczajone do pracy, do zastawiania wnyk, do...
Dlaczego myślała o tym w tej chwili?
— Hej — wydusiła wreszcie.
Etain wykrzywiła usta w czymś podobnym do uśmiechu. Całą sobą próbowała pokazać, że nadal miała jej za złe tamtą kłótnię. Tak, tego właśnie Keva potrzebowała. Nieco więcej stresu i napięcia.
— Usiądź — poprosiła Etain, wskazując wyjątkowo orlesiańską kanapę.
Keva wbiła wzrok w karmazynowy mebel, czując narastającą w gardle gulę. Nie mogła usiąść. Nie wstałaby już. Poza tym te poduszki były tak falbaniaste, że wyglądały jak pokryte mackami tylko czekającymi na ofiarę. Keva poczuła dreszcz na plecach. W każdym znaczeniu tego słowa stawała się dziś ofiarą.
Powoli pokręciła głową.
— Wolę stać. Ale ty siedź — wymamrotała, wypuściwszy powietrze przez nos.
CZYTASZ
Niewolnica losu
FanfictionEtain Lavellan zmaga się ze swoimi obowiązkami. Tak, to dobre słowo - zmaga się, by wypełniać je jak najlepiej. Stanowisko Inkwizytorki to coś, na czym zależy jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Nieszczęśliwa passa, która prześladowała młodą organizacj...