Rozdział 41

3K 201 26
                                    

Dosyć długo rozmawiałem z Nick'iem. Okazało się, że już w dzieciństwie został zamknięty w domu publicznym w jakiejś obrzydliwej dzielnicy miasta w Ameryce. Tam dorastał, pod okiem wielu prostytutek, które uczyły go zawodu. Później policja znalazła owy burdel, a on musiał uciekać. Dłuższy czas dawał dupy na ulicy, aż znalazł go Raifuru. A potem przybyłem ja. Koniec historii. Trochę mi go szkoda. Być wręcz skazanym na bycie suką od urodzenia. Przykre.
-A ty? Nic o tobie nie wiem.- powiedział nagle brunet.
-Może nie dziś, dobra? Wracajmy, zimno mi.- jęknąłem, pocierając ramiona. Chłopak kiwnął głową i weszliśmy do domu od strony ogrodu. Poszedłem najpierw do gabinetu Raifuru. Pusto. Potem do jego pokoju. Znowu pusto. Kurwa, jak znowu zrobi mi taki żarcik, że sobie zemdleje, to go uduszę. Nie żartuję!
-Mały?-
-Dobra, żartowałem, przepraszam!- pisnąłem i odwróciłem się do Pana. No i chuj z bycie twardzielem.
-Nie do końca cię rozumiem, więc to przemilczę.- mruknął. Uśmiechnąłem się niepewnie i podrapałem po karku. Czuję się lamusem. Raifuru ominął mnie i... wszedł do mojego pokoju. Tak po prostu! Wbiegłem tam za nim, prawie wywalając się o Bite'a. Głupia kulka futra! I tak go kocham.
-Po co tu wszedłeś, Panie?- spytałem. Ten tylko położył się na moim łóżku i gestem ręki kazał zamknąć drzwi. Nie, proszę, nie róbmy tego tu i teraz. Naprawdę mi się nie chce. A w ogóle już dzisiaj się kochaliśmy! Nie w tym rozdziale, ale dziś. Mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń.
-Chodź do mnie.- rozkazał. Grzecznie podszedłem i położyłem się obok niego. I czary mary, zaczął robić striptiz. Nie dosłownie, po prostu rozebrał się do bielizny i mocno mnie przytulił.
-Dobranoc.- mruknął. Uśmiechnąłem się i przykryłem nas kołdrą. Jeszcze obok usiadł sobie mój kotek. Przytuliłem Raifuru i pocałowałem go w czoło.
-Dobranoc, mój Panie...-
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Okej, okej, jeszcze niedawno były mega akcje, pełno stresu, a teraz jest po prostu... nudno! Już tydzień siedzę w pokoju i nic się nie dzieje! Pan jest trochę zarobiony pracą i nie ma dla mnie czasu, kot ma mnie w dupie, a w internecie nie ma nic ciekawego. Zajebiście, nie?! Tak więc leżę sobie właśnie na łóżeczku, tuląc poduszkę, i rozmyślam nad zabiciem nudy. To jest niemożliwe. Ta suka jest nieśmiertelna. Zrobię wszystko za chociaż jeden dobry pomysł na jakąś zabawę. Wszystko! Nawet nie boję się tego mówić. W ogóle, Mephisto się do mnie przypałętał. Bidulek, jego Pan właśnie podbija narkotykowy rynek i wykupuje kolejne lokale na swoje ekskluzywne sex-shop'y. Właśnie, ciekawe, co Pan ma w swojej ofercie. Cholera, nie. Nie, nie, nie. Zapomnij, że o tym pomyślałem. Nie było tematu. Pomiziałem psa po głowie, czując jeszcze bardziej narastającą nudę. On chyba miał podobnie, bo nawet nie chciało mu się pomerdać ogonem. Albo nie podoba mu się głaskanie... Mówi się trudno! Wstałem z łóżeczka i przeciągnąłem się. Poczułem, jak moje kosteczki w kręgosłupie sprawdzają listę obecności, zabawnie trzeszcząc. Chuj wie, jak nazwać ten odgłos, po prostu to lubię. Kazałem psu i mojemu koteczkowi zostać na miejscu, a sam wyszedłem z pokoju. A że jestem osobą bardzo przewidywalną, nie trzeba być geniuszem, żeby ogarnąć, gdzie poszedłem. Do mojego Pana, oczywiście. Akurat wychodził ze swojego biura. Z pięknym obrotem niczym prima balerina zatrzymałem się przed nim i uśmiechnąłem uroczo.
-Nudzi mi się, mój Panie...- mruknąłem, robiąc jak najsłodszą minkę. Ale ze mnie cwana suka! Raifuru uśmiechnął się, obejmując mnie w pasie.
-Co powiesz na jakąś wycieczkę? A potem wspólny wieczór? W łóżku.- odparł. Pokiwałem głową, szczęśliwy, że wreszcie ktoś się mną zajmie. Za rączkę zeszliśmy na parter i wyszliśmy z domu. A tam, kurwa, jebana niespodzianka! Stoi sobie facecik w garniturze, obok jakieś oddziały wojskowe i pełno samochodów! Szybko wzięli się do akcji, kurna! Pan zasłonił mnie swoim ciałem i uniósł rękę do góry. Garniak podszedł do niego i ukazał odznakę. Niestatey, no zdążyłem się jej przyjrzeć.
-Panie Raifuru Howaito. Z przykrością stwierdzam, że na czas nieokreślony muszę pana zatrzymać. Proszę ze mną.- powiedział.
-Chyba cię cycki swędzą! Pan nigdzie nie idzie!- wymsknęło mi się. Wychyliłem głowę zza Raifuru. Mężczyzna popatrzył na mnie.
-Chris Bite? Po ciebie też pewnie niedługo przyjedziemy. Po pierwsze jesteś młodym przestępcą, ale również ofiarą gwałtu przez tego człowieka. Będziesz zmuszony zeznawać.- powiedział spokojnie. Jedyne, co zrobiłem, to pokazałem mu język. Idealnie w tej chwili wojsko zostało okrążone przez prywatnych żołnierzy Raifuru. No nieźle! Zaśmiałem się.
-No, spierdalaj stąd w podsko...!- zacząłem, ale Pan uniósł dłoń. Spojrzałem na niego zdziwiony. Odwrócił się przodem do mnie i klęknął.
-Opiekuj się Mephisto, dobrze?- poprosił. O mało zawału nie dostałem!
-Panie, obiecałeś...- zacząłem, czując łzy w oczach. Miał mnie nie zostawiać! Uśmiechnął się blado. Ręce mu się trzęsły, a lewa brew drżała delikatnie. Pocałował mnie krótko.
-Wrócę do ciebie.- powiedział i odwrócił się do garniaka. Ten prychnął pod nosem.
-Pedały.- mruknął. Oż ty chuju! Przesadziłeś. Podszedłem pewnie i już chciałem mu przywalić, ale... nie zdążyłem, bo zrobił to Raifuru. Od razu poszły w jego stronę trzy strzały! Pojebało ich! Trafili go w prawe kolano i łydkę! Jedna kula ominęła go! Pan skrzywił się, ale nie schylił ani nic.
-Mnie możesz sobie nazywać, jak tylko chcesz, ale od Chris'a spieprzaj.- warknął, idąc w stronę wojska. Cały czas w niego celowali. Wsiadł do jednego z samochodów, rzucając mi jeszcze tęskne spojrzenie. Auto odjechało. Po chwili drugie i trzecie. Po kilku sekundach wszystko opustoszało. Nawet żołnierze Raifuru sobie poszli. Z domu wybiegł Antonio. I dobrze, bo czułem, jak brakuje mi gruntu pod nogami. Osunąłem się na ziemię, nie rozgarniając do końca sytuacji. Mężczyzna klęknął przy mnie i poklepał mnie po policzku.
-Ej, dzieciaku! Nie mdlej mi tu teraz!- powiedział trochę spanikowany. Zignorowałem go całkowicie i popatrzyłem w niebo. Napływały właśnie ciemne, burzowe chmury.
-Raifuru...- szepnąłem, czując, jak nie mogę już wytrzymać. Z moich oczu płynęły łzy. Zacząłem szlochać. Phi, mało tego! Beczałem, ryczałem! Krzyczałem na cały głos, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry.
-Uspokój się!- krzyczał Antonio. Nie słuchałem go. Bo niby jak? Zabrali mi mojego Pana! Prawdopodobnie go nie zobaczę! Już nigdy! Mężczyzna uderzył mnie kilka razy w twarz, ale to nic nie dawało. Zabiję się. Zabiję się! Nie żartuję, zatłukę się! Nawet gdybym miał użyć jebanego nożyka do tapet! Kurwa, zajebię się!
























Straciłeś WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz