Rozdział 49

2.1K 189 13
                                    

Nigdy nie myślałem, że to może być prawdą. Zawsze czułem, że to nie może mieć miejsca w realu. Nie tu, nie teraz. Jednak gdzieś czułem, że może mieć w sobie ziarnko prawdy. Tu serio jest sklep z pamiątkami! Normalnie taka budka na środku korytarza!
-Siema!- powiedziałem do gościa za ladą. Spojrzał na mnie, odrywając wzrok od jakiejś gierki z żółtym ptaszkiem.
-Hej. Wycieczka jest jakaś?- zdziwił się i rozejrzał.
-Nie, ja w odwiedziny. Masz coś fajnego?- spytałem. Chłopak wstał z krzesła i sięgnął po kilka wielkich pudeł.
-Zabawkowe pistolety chyba cię nie interesują?- spytał, unosząc brew.
-A wyglądam na kogoś takiego?- prychnąłem, siadając na ladzie.
-No to do sprzedaży takim starszakom, jak ty mam fajne kajdanki. Dziewczynę możesz sobie zakuć.- powiedział z uśmiechem. Lubię tego gościa, mądrze myśli.
-Mam takich z trzysta par. Daj pan coś fajnego. Nie jakieś bluzeczki czy czapki.- mruknąłem. Gwizdnął cicho.
-Wybredny klient. Mam taką fajną kulę śnieżną. Niedawno przyszła.- powiedział, podając mi przedmiot. W środku były dwie figurki. Jedna z panią w paskowanym stroju więźnia, a druga pana strażnika. Oboje z pozycji na pieska robiących fajne rzeczy, na które mam właśnie chęć. Dla mniej ogarniętych, tak, ruchali się.
-Masz taką z chłopczykami?- spytałem. O dziwo, zajrzał do pudła i wyjął mi właśnie taką!
-Kurna, biorę! Zajebiste!- zaśmiałem się, szukając pieniędzy w kieszeni.
-To dostajesz to za darmo. Po pierwsze, fajne z ciebie facet. Po drugie, nikt inny tego nie weźmie.- powiedział z uśmiechem. Spojrzałem na zegarek.
-Muszę spadać. Już kilka godzin tu siedzę, nie chcę marnować okazji.- powiedziałem, chowając kulę do kieszeni. Spokojnie, jest plastikowa, nie rozwalę jej.
-Racja. Zadzwonię do Nate'a i powiem mu, że już jesteś.- odparł. Uśmiechnąłem się uroczo i pobiegłem na schody. Kurna, czemu ich jest aż tyle?!
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Pan Bite powiedział, że już niedługo uwolnią pana Raifuru. Wziąłem kolejna zmianę, żeby być przy nim. Jeszcze się nie obudził, coraz bardziej się martwiłem. Ale zaczynał się trochę ruszać. Na przykład, gdy wczoraj go myłem, mruczał coś pod nosem i lekko kręcił głową. To już coś. Otworzyłem drzwi celi i wszedłem do środka. Mało zawału nie dostałem. Mój przełożony, ten, który głównie chciał już zabić pana Raifuru, stał nad nim ze strzykawką. On sam zaś, ruszał się! Miał uchylone jedno oko i rękami zakrywał się. Był wyczerpany, prawie nic nie mógł zrobić.
-Co pan robi?!- krzyknąłem, odsuwając mężczyznę. Wyrwałem mu strzykawkę. Był to chyba środek usypiający. Dlatego pan Raifuru się nie budził! Polcja? Duma państwa? Zwykli oszuści i mordercy! Wbiłem strzykawkę policjantowi w ramię. Prawie od razu padł na ziemię, zasypiając. Dobrze, że jest już stary. Nie miałem z nim problemów. Nachyliłem się nad Raifuru.
-Proszę pana? Jak się pan czuje?- spytałem cicho. Przyjrzał mi się.
-Na...?- zaczął i kaszlnął.
-Proszę nic nie mówić! Pan Bite zaraz tu będzie! I zabierze pana do domu!- powiedziałem. Mężczyzna kiwnął głową i położył się.
-Tylko niech już pan nie zasypia. Inaczej pana nie przeniosą.- powiedziałem cicho.
-Wem...- mruknął niewyraźnie. Uśmiechnąłem się. To naprawdę bardzo inteligentny człowiek. Ale teraz zbyt osłabiony, by samemu działać. Cóż, niedługo wróci do domu!
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-Kurwa, nareszcie!- krzyknąłem, padając na podłogę. Ale się zmęczyłem na tych schodach. Specjalnie ominąłem ten fragment, bo był zbyt nudny, a wysiłek pochłonął cały mój mózg i myśli.
-Jeszcze głośniej krzycz.- mruknął Antonio.
-Mogę?- spytałem z uśmiechem. Pokręcił głową. O, wyczuł, że to nie sarkazm.
-To tu?- spytałem, patrząc na celę.
-Podobno. Nate musiał gdzieś iść. Inaczej by się domyślili, że nam pomagał. Za chwilę cela powinna się otworzyć. Piętnaście sekund później na piętro wejdzie strażnik. Jak nas zobaczy, pewnie pobiegnie po innych. Musimy to szybko załatwić.- powiedział Niedźwiedź.
-Ale odblokowują się tylko trzy zapadki. A są cztery. Jedna jest otwierana kluczem. Jak chcesz...?- zacząłem, ale Antonio strzelił mnie w głowę.
-Nie myśl, nie wychodzi ci to.- powiedział. Kiwnąłem głową. Czekaliśmy jeszcze ze trzy minuty. Usłyszeliśmy trzask.
-Piętnaście, czternaście...- Antonio zaczął odliczać. Co się teraz dzieje? Niedźwiedź cofnął się na koniec korytarza. Zaczął się rozpędzać.
-Co ty odpier...?!- krzyknąłem, ale on... jebnął w drzwi. Normalnie. Tak po prostu. Usłyszałem takie coś, jakby zderzyły się dwa transformersy. Taki dźwięk metalu. A drzwi wypadły z zawiasów! Podbiegłem do Niedźwiedzia, który leżał na ziemi.
-Ej, dupku, co to miało być?!-krzyknąłem.
-Bo nie pomyślałeś, głębie, jak to otworzyć! Lepiej ciesz się, że trochę ciężki jestem.- powiedział, wstając na nogi. On... jest dziwny. A może dlatego nazywają go Niedźwiedziem? Taki dzikusek? Później spytam. Podbiegłem do łóżka.
-Pa...!- zacząłem. Kurna. Jak on wygląda?! Schudł i to cholernie! Miał rany, szwy, siniaki! Jak mogli go tak urządzić?! Już ominę kwestię bandaża na całych cyckach!
-Chri...- szepnął, przytulając mnie jedną ręką. To był... tak cholernie słaby przytulas! Brak jakiejkolwiek siły! Objąłem go mocno. Skrzywił się z bólu, ale westchnął cicho, jakby z zadowoleniem.
-Zabieramy cię stąd. Jedziemy do domu, jemy obiad i idziemy na seks. Nawet się przygotowałem, będziesz mógł mnie rżnąć ile chcesz!- powiedziałem.
-Dzię...- mruknął.
-Ale sam cię nie podniosę. Musisz wstać.- szepnąłem.
-W chuj romantycznie. Strażnik nas wyczaił i biegnie po resztę. Ruszcie się!- krzyknął Antonio. Raifuru podniósł się do siadu. Niedźwiedź założył mu na ramiona swoją kurtkę.
-Trochę za mała, ale zawsze jakaś ochrona.- powiedział. Szybko założyłem Panu buty. Dobrze, że Nate zadbał o zakrycie mu tego i owego między nogami. Raifuru zarzucił rękę na ramiona Antonia i próbował wstać.
-Głupi? Krowa, siad.- rozkazałem.
-Co?- zdzwił się czerwonowłosy, ale, o dziwo, zrobił to. Wtedy skumał moją myśl i wziął Raifuru na plecy. Ale ja pomysłowy jestem!
-Idą!- krzyknął Niedźwiedź. Wybiegliśmy z celi. Raz, dwa, trzy... tak z siedemdziesiąt policjantów. To dosyć dużo. Myślałem, że przyjdzie na sam początek tak z dwadzieścia, nie więcej.
-Odstawcie więźnia! I ręce do góry!- powiedział jeden z nich. Włożyłem ręce do kieszeni i zacząłem gwizdać.
-Nowy jesteś, nie?- spytałem. Facet popatrzył na mnie zaskoczony.
-Nie próbujcie żadnych sztu...!- zawołał.
-Ale spokojnie, spokojnie! Zrozum, w normalnej policji to przejdzie. Wy jesteście tak troszkę wyżej. Musisz nas zastraszyć! Tak wiesz, pokazać, jaki z ciebie złodupiec!- powiedziałem z uśmiechem. No szkoda mi gościa. Jakiś cwaniak się zaczął śmiać. Od razu strzeliłem w niego. Spokojnie, kula go tylko otarła po ramieniu.
-Czego rżysz? Daj chłopakowi się nauczyć.- powiedziałem poważnie. Zacząłem strzelać do nich. Padali jak muchy. Nawet nie zdążyli wyjąć broni. Zostawiłem tylko tego, z którym gadałem.
-Tak to się robi, kolego. Potrenuj troszkę. Do zobaczyska!- krzyknąłem i pobiegłem za Niedźwiedziem i Antonio, którzy już wbiegli na schody i pędzili na trzecie piętro.
-Ej, chłopaki!- krzyknąłem.
-Co znowu?- spytał Niedźwiedź.
-A wy zabraliście ten sprzęt, żeby spuścić Pana na motocykl?- spytałem. No bo teraz biegliśmy na trzecie piętro. Z niego chcieliśmy zsunąć Raifuru na jakiś pojazd, bo nikt nie dałby rady go tam znieść. Potem mieliśmy my jakoś wyskoczyć i odjechać. Zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Ty go miałeś wziąć.- powiedział poważnie.
-Nie, wam kazałem. Krowa?- spytałem. Spojrzał na mnie przez ramię.
-Nie mamy tego?!- krzyknął wkurwiony. O cholera, ale się wpienił! Jest zły, bardzo!
-Biegnijcie, ja zaraz coś załatwię!- powiedziałem, wyprzedzając ich. Wpadłem na dwunaste piętro. Tak, do sklepu z pamiątkami!
-Panie, panie, panie! Masz pan jakieś liny, szelki, czy coś?!- spytałem trochę spanikowany. Gostek patrzył na mnie zdziwiony.
-Nie.- odparł. Jęknąłem głośno.
-Ale na siódmym w magazynie są. Pokój 4365.- odparł z uśmiechem.
-Dzięki! Dupę mi ratujesz!- krzyknąłem i zbiegłem tam. Ale sobie nóżki wyrobię od tego biegania. Nie wiem, czy ludzie tu pracujący to debile, ale ten magazyn był otwarty! Albo po prostu mam szczęście. Złapałam jakieś liny i znowu zacząłem biegać. Niedźwiedź i Antonio byli w trakcie małej strzelaniny. Ukrywali się za wyrwanymi drzwiami. Nie wnikam. Podszedłem do Raifuru, którego położyli na podłodze.
-Zaraz będziemy wolni.- powiedziałem z uśmiechem, przewiązując go linami.
-Chris, szyb-kurwa!- krzyknął Antonio. Spojrzałem na niego. Kurna, dostał! Niedźwiedź za to był widocznie wykończony. Jego prawa ręka drżała. To pewnie przez to wyważenie drzwi, bo głównie jebnął w nie ramieniem. Kurna... Mam coraz gorsze przeczucia co do tego wszystkiego...

















Straciłeś WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz