Rozdział 50

2.2K 193 10
                                    

Już nie wiedziałem, co robić! Znaczy wiedziałem, ale nie wiedziałem. Miałem wraz z chłopakami spuścić Raifuru na dół do motocykla. Potem sami chcieliśmy zaskoczyć i odjechać daleko. Tylko, kurna, jak to robić?! Wyjrzałem przez okno. Peter i Alan przyjechali już na dwóch motocyklach. Wszystko szło świetnie, gdyby nie to, że sam nie dam rady bezpiecznie spuścić Pana. Jest za ciężki dla mnie!
-Kurwa, Chris, nudzisz się? Może weźmiesz się do roboty?- spytał mnie Antonio.
-No ale co ja mam sam zrobić?!- spytałem. Kurna, pospieszać mnie głupia krowa będzie! Jeszcze czego?!
-Umiesz komuś konkretnie jebnąć, nie? To zrób teraz podobnie. Troszkę fizyki, gówniarzu!- odparł.
-Nie byłem nigdy w szkole! Nie umiem fizyki, głąbie!- warknąłem. Raifuru kaszlnął znowu.
-Pa...!- zacząłem, chcąc go przepraszać za zjebanie całej akcji. On tylko machnął ręką.
-Pomóż mi wstać.- szepnął. Zaskoczony spełniłem jego polecenie. Usiadł na parapecie.
-Zaprzyj się nogami i wychyl w przeciwną stronę. Linę przewiąż w pasie.- zaczął dawać mi polecenia. Robiłem wszystko bez zawahania. Aż wystawił nogi za okno.
-Panie, a jak cię puszczę?- spytałem wystraszony. To trzecie piętro. Nie jakiś parter!
-Nie zrobisz tego.- odparł z wyjątkową pewnością. Wziąłem głęboki wdech. Zaparłem się nogami i powoli spuszczałem Raifuru. Sam również trzymał się jakiś elementów budynku, by ułatwić mi robotę. Po jakiś dziesięciu minutach było po wszystkim. To było cholenie męczące! Spojrzałem na chłopaków. Niedźwiedź klęczał i trzymał się za krwawiącą łydkę. Złapałem go za ramię i wciągnąłem za zajebistą drzwiową osłonę. Antonio doskoczył do nas.
-Już możemy?- spytał. Wychyliłem główkę przez okno. Alan tańczył sobie kilkanaście metrów niżej. To znaczyło, że już możemy zaskakiwać. Sam ten znak wymyśliłem! Antonio złapał Niedźwiedzia w pasie i zaczął z nim schodzić w dół. Biedny misio, ledwo się ruszał. Gdy byli już na dole, sam do nich dołączyłem dosyć szybko. Chłopaki położyli Raifuru i Niedźwiedzia na tych takich fajnych bocznych siedzeniach. Wybaczcie, nigdy nie interesowałem się budową pojazdów, nie wiem, jak to się nazywa. Usiadłem na motocyklu za krową. Alan i Peter wsiedli na drugi. Odjechaliśmy. Udało się. To się serio udało! Nagle zadzwonił mój telefon.
-Co jest, tatuś?- spytałem.
-Odwróć się.- powiedział ze śmiechem. Ciekawe, co ten staruszek wymyślił. Spojrzałem. W budynku coś wybuchło. Zaczął się zawalać!
-Ale tam był Nathan! I ten fajny gość!- krzyknąłem.
-Spokojnie. Zaczęli ich ewakuować. Dlatego wy sobie spokojnie wyszliście. Zresztą, to Nate podłożył bomby.- odparł tata. No nieźle. Fajny z niego glina.
-Ale on za to odpowie, nie?- spytałem smutno.
-Niezbyt. Ma dowód na działanie policji przeciwko zdrowiu Raifuru. To go trochę ratuje. Będę czekać na was w domu.- powiedział i rozłączył się. Schowałem telefon i popatrzyłem na Raifuru. Chyba znowu stracił przytomność. Pogłaskałem go po włosach.
-Za kilka godzin będziemy w domu.- szepnąłem z delikatnym uśmiechem.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
No i jednak. Jesteśmy w domu. Żyjemy. Cud po prostu! Od razu po wejściu do domu pobiegłem do swojego pokoju i padłem na łóźko. Jestem totalnie wykończony! Przykryłem się kocem. Słyszałem jeszcze, jak tata krzyczy coś do mnie z korytarza, ale nie byłem w stanie nawet mu odpowiedzieć. Adrenalina po całej akcji poszła się jebać. Wybaczcie, musiałem sobie zasnąć! Obudziłem się dopiero następnego dnia rano. Bite leżał sobie obok mnie, ocierając się główką o moją dłoń. Pomiziałem go za uszkiem.
-Stęskniłeś się?- spytałem. Mój koteczek, który już jest za duży, jak na koteczka, prychnął coś i zaczął się łasić. Chciał mi wejść na kolana, ale go odepchnąłem.
-Za duży jesteś. Nogi mi połamiesz.- powiedziałem i wstałem. Zabrałem jakieś ubrania i poszedłem do łazienki. Załatwiłem potrzebę, umyłem się, ubrałem i już byłem znowu piękny. Tfu, tfu! Ja zawsze jestem piękny! Na umywalce zobaczyłem gumkę do włosów. Spojrzałem na swoje, już trochę za długie, kłaki. Będę musiał je trochę przyciąć. W sumie dawno nie wiązałem włosów. Zrobiłem sobie wysoki, dosyć poszarpany, kucyk i wyszedłem na korytarz. Cisza totalna. Ludzi brak. Poszedłem do jadalni. Ani żywej duszy. Czy ja pierwszy wstałem?! Nie no, ludzie, nawet mnie nie straszcie! Wbiłem do kuchni i westchnąłem z ulgą. Personel już na nogach.
-O. Już wstałeś?- zdzwił się kucharz. Kiwnąłem głową.
-Wiem, za wcześnie na mnie. Mógłbym poprosić o jakąś kanapkę?- spytałem. Co ja taki grzeczny? Coś dzisiaj ze mną nie tak. Może mam gorączkę?
-Tylko tyle? Może masz ochotę na coś... większego? Jajecznica? Smażony ryż? Raifuru zazwyczaj to jada...- powiedział jakby trochę... smutny. Nie dziwię się. Pana nie było tu bardzo długo. Właśnie! Powieniem iść do niego.
-To wezmę to drugie. Tylko z jakimiś normalnymi dodatkami!- krzyknąłem i wybiegłem z kuchni. Jak mogło mi to wypaść z głowy? Cicho otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju Raifuru. Leżał na łóżku, a obok stał lekarz. Zgaduję, że to jeden z jego pracowników. Już mnie to nie zaskoczy.
-Co z nim?- spytałem cicho. Facet spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
-Nie jest źle. Policja dobrze zajęła się jego płucem. Co do reszty już gorzej. Wyczerpany, brakuje mu sił. Jakiś czas będzie musiał żyć na kroplówce. Będzie do siebie dochodził przez jakieś... nie wiem. Dwa miesiące? Może więcej. Trudno stwierdzić.- powiedział. Kiwnąłem głową i kucnąłem przy Raifuru. Pogładziłem wierzch jego dłoni. Szorstka. W taki niezbyt fajny sposób.
-Rozmawiałem z twoim ojcem.- powiedział lekarz. Spojrzałem na niego.
-Fajnie. I? Coś ciekawego?- spytałem. Mężczyzna podrapał się po karku.
-W sumie... Niech sam ci to powie, jak wstanie. Ja nie powinienem.- odparł i wyszedł. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do gapienia się na Pana. Jeszcze niedawno sądziłem, że fajnie wygląda, gdy śpi. A teraz... źle. No bo niby już wszystko fajnie, jest bezpieczny, no ale... nie wygląda na takiego złodupca, jakim jest. Jest zdany na innych. Przytuliłem go tak bardzo lekko.
-Co jest, Mały?- szepnął. Aż podskoczyłem! Tak mnie wystraszył!
-Panie! Nie śpisz?- spytałem zdziwiony.
-A jak myślisz?- odparł, z delikatnym uśmiechem. Pogłaskał mnie po policzku.
-Jadłeś śniadanie?- spytał. Pokręciłem głową.
-Jeszcze nie.- odparłem. Naburmuszył się.
-To idź i jedz, bo nie urośniesz. Potem do mnie przyjdź.- odparł. Prychnąłem śmiechem. Już chciałem wstać, ale zatrzymał mnie.
-Najpierw całus.- powiedział. Albo rozkazał, jak kto woli. Dałem mu buzi i wybiegłem do jadalni. Idealnie, bo akurat Nick postawił jedzonko na stole.
-Świetny czas. Smacznego.- powiedział, odchodząc. Usiadłem i zacząłem jeść. Po chwili do pomieszczenia wszedł tata.
-Hej, młody.- powiedział, przeciągając się. Kiwnąłem głową.
-Podobno masz mi coś do powiedzenia. Doktorek wygadał. - zacząłem. Westchnął i usiadł przy mnie.
-Może... chcesz na trochę wyjechać? Najlepiej na jakieś pół roku?- spytał. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Niby czemu?- spytałem, odsuwając, już pusty, talerz.
-Raifuru nie jest w formie. On się męczy. Ty się męczysz. A to męczy mnie. To tylko taka sugestia, ale...- mówił dalej. Zakryłem mu usta dłonią.
-Przemyślę to. Ale to chyba dobry pomysł. Muszę się zastanowić.- powiedziałem. Kiwnął głową i wstał.
-Cóż... to twoja decyzja. Nikt ci nie rozkazuje.- odparł, idąc do kuchni. Ech, jak ja nie lubię myśleć...



















Straciłeś WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz