Wszedłem do celi. Jak zwykle, panowała tu okropna ciemność. Usiadłem na łóżku obok śpiącego Raifuru. Przynajmiej, po dwóch tygodniach, był już w stanie sam oddychać. Niestety, ciągle przyjmował kroplówkę. Ledwo udało mi się namówić mojego przełożonego, żeby dał mu żyć. Naprawdę, codziennie wymyślali coraz lepsze argumenty, tylko po to, by go zabić, jak jakieś dzikie niebezpieczne zwierzę. A ja musiałem za każdym razem dawać jakąś dobrą wymówkę. Pogładziłem mężczyznę po włosach. Były wyjątkowo szorstkie, nieprzyjemne w dotyku. Wydawało mi się, że były jeszcze bardziej szare, niż kilka dni temu.
-Wyjdzie pan z tego, obiecuję.- powiedziałem cicho. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby tu umarł. Nagle drzwi się otworzyły. Szybko wstałem.
-Nathan, nie powinieneś tu tak często przychodzić.- skarcił mnie jeden z policjantów.
-Tak, wiem. Przepraszam.- powiedziałem. Jeden starszy mężczyzna podszedł bliżej. Spojrzał na Raifuru, potem na kroplówkę.
-Mam już tego serdecznie dość. Co my jesteśmy? Służba zdrowia? Odczepcie mu to.- powiedział. Nie. Nie, nie, nie! Zatrzymałem jego rękę.
-Proszę pana, on... On się już na chwilę obudził! Za kilka dni będzie już sprawny i...!- zacząłem. Nienawidzę kłamać, no ale cóż...
-I co? I znowu go ktoś postrzeli! Umrze tutaj! Zrozum to, gówniarzu!- krzyknął.
-Pięć dni. Tyle wystrczy.- powiedziałem. Mężczyzna patrzył na mnie wściekły. Odsunął się.
-Dobra. Pięć dni. Ale ty go pilnuj. Ja jedynie mogę mu wpakować kulkę w łeb.- powiedział i wyszedł, wraz z resztą policjantów. O kurde, o kurde. I co ja mam teraz zrobić? Szybko wyjąłem mój telefon z kieszeni. Mam tylko nadzieję, że nikt nie namierzy mojej rozmowy, czy coś.
-Halo?- mruknął, dobrze znajomy mi głos.
-Panie Bite! Mamy tylko pięć dni.- powiedziałem spanikowany. Mężczyzna ziewnął.
-Dzieciaku, właśnie mnie obudziłeś. Mów jaśniej.- powiedział.
-Jeżeli nie wyrobi się pan z uratowaniem pana Raifuru w pięć dni, to go zabiją. I to już ostateczna decyzja. Nic więcej nie mogę zrobić.- odparłem cicho.
-Co?! To mów od razu! Jak z nim? Jest w stanie się poruszać?- wypytywał mnie.
-Nie. Aktualnie ciągle śpi. Może za dwa czy trzy dni się obudzi.- powiedziałem. Mężczyzna westchnął.
-Dobrze. Za cztery dni po niego przyjedziemy. Dziękuję, że mnie poinformowałeś. Trzymaj się.- powiedział i rozłączył się. Padłem na kolana. Wyjąłem z kieszeni spodni łańcuszek z krzyżem.
-Boże, pomóż nam. Błagam Cię, uratuj Raifuru.- szepnąłem, zaczynając modlitwę.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-Chris! Ty dupo wołowa, chodź do mnie!- krzyknął tata. No, ja też cię ojcze kocham! Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Poszedłem do gabinetu mojego Pana, z którego wołał mnie tata.
-Siema. Co jest?- spytałem, rozsiadając się w fotelu.
-Na środę musisz coś wykombinować. Wtedy odbijamy twojego kochasia.- powiedział ojciec. Mało mi oczka z czachy nie wyskoczyły.
-Już? Ale on chyba jeszcze podłączony jest, nie? Musi wyzdrowieć i...- zacząłem, ale Antonio zakrył mi usta.
-Zabiją go w ciągu kilku dni. Ja szykuję sprzęt, a ty zajmij się wymyślaniem planu.- powiedział. Kiwnąłwm głową, pełen zapału. To nie sarkazm. Serio jestem zdeterminowany, żeby wymyśleć zajebisty plan. Usiadłem przy biurku.
-Wyjdźcie, będę myślał. Nie odpowiadam za ofiary.- powiedziałem, chwytając ołóweczek w łapkę. Tata i Antonio wyszli grzecznie. No to ten... na pewno zaczniemy od wejścia do kanału. Potem przez niego do łazienki w piwnicy. Wtedy będzie trzeba zrobić czterogodzinne zamieszanie. Albo być w ukryciu. W sumie, najlepiej będzie ciągle się przemieszczać z piętra na piętro. W berka będziemy się bawić, gdy nas odkryją, albo gdy Niedźwiedź rozwali drzwi celi Raifuru. To na pewno zwróci uwagę glin. A wtedy... dach. Albo nie, zły pomysł. Może... trzecie piętro! Tak, jaki ja jestem zajebiście mądry. A w ogóle, czy ja mówię z sensem? Da się mnie zrozumieć? Chuj, i tak ktoś to opisze, gdy zacznie się akcja, spoilery nie są potrzebne! A więc... trzeba się wziąć do roboty!
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-Kurwa, dzieciaku, nie było gorszego miejsca?!- warknął na mnie Antonio. Tak dosyć konkretnie przyspieszyliśmy akcję. Trzy dni minęły, więc odbijamy Raifuru. No i kilka osób mnie poganiało. Ty chyba też się do tego zaliczasz! Tak, ty.
-Mogłeś iść górą i od razu dać się zabić.- powiedział Niedźwiedź. O, jaki misio dziś kochany, staje w mojej obronie. Uroczo w cholerę. Aż muszę się pochwalić. Wyglądam jak najbardziej zajebisty szpieg. Mam czarne obcisłe ciuchy! Ruchałbym sam siebie. Normalnie, jak Pan mnie zobaczy, od razu się na mnie rzuci. Jestem pewny! A Niedźwiedź i Antoniu przebrali się jak jacyś antyterroryści. Słabiaki.
-To chyba tu.- powiedziałem, zatrzymujac się przed dosyć szeroką studzienką. Czerwonowłosy podniósł ją i przesunął. No, bica to on ma.Podsadził mnie.
-Są twoje kochane kibelki!- zaśmiałem się i wczołgałem do łazienki dla więźniów.
-Długo mi to będziesz wypominał?!- krzyknął. Chłopaki weszli za mną. To nie fair, jestem mniejszy od nich i nie umiałem sam wejść. To trochę smutne.
-Co teraz?- spytał Niedźwiedź, zrzucając kurtkę do kanału, po czym go zamknął.
-Nie możemy tu siedzieć dłużej niż pół godziny. Celę Pana otworzą za pięć albo sześć godzin. Gdy już stąd wyjdziemy, musimy chodzić po całym budynku. Nie mamy nawet gdzie się schować.- wytłumaczyłem krótko.
-A co z bramkami? Coś o nich mówiłeś.- dodał Antonio.
-A, tak. Nie ma problemu. Jeden gostek zagrał mi jakieś... takie te na to coś i jak to podłączymy, to bramki nie będą nas uznawać za coś nieznajomego.- powiedziałem, bawiąc się pendrive'm. No, informatykiem to ja nie będę.
-Chodzi ci o pliki czy coś?- spytał Niedźwiedź.
-Ja tam nie wiem.- odpowiedziałem. Wychyliłem głowę z pomieszczenia i rozejrzałem się. Pusto. Bramka była krok ode mnie, więc od razu podczepiłem to małe ustrojstwo. Miało chyba ze trzy minutki się instalować, czy chuj wie co. Najważniejsze, że jakoś tu weszliśmy.
-A jak mamy tu chodzić? W końcu na kogoś wpadniemy.- powiedział nagle mądry pan krówka.
-O dziwo, nie. Wystarczy głównie być na schodach. Te lenie używają tylko wind.- powiedziałem z głupim uśmiechem. Brawa dla lenistwa! Cholernie przydatne.
-Kurwa, a niby tacy mądrzy.-mruknął Niedźwiedź. Zabrałem pendrive'a i schowałem do kieszeni.
-Rozdzielimy się na głównych schodach. Mimo tego dziwnego kształtu, budynek ma trzy części. Musimy dotrzeć na dziewiętnaste piętro. Na siódmym, trzynastym i piętnastym spotkamy się i zamienimy częściami budynku.- powiedziałem.
-A po co?- spytał Niedźwiedź.
-W sumie nie wiem. Tak sobie. Chcę pozwiedzać. Wiecie, że mają sklep z pamiątkami na dwunastym?- powiedziałem. Prychnęli cichym śmiechem. W sumie nawet fajnie, że jestem tu z nimi.
-No to posiedzimy jeszcze jakieś piętnaście minut i... ruszamy!-
CZYTASZ
Straciłeś Wszystko
Short StoryHej, jestem Chris. Chciałbym ci opowiedzieć moją historię, jak z mordercy stałem się... grzecznie mówiąc, panną lekkich obyczajów. Nie ma tu żadnych ciepłych uczuć, ale są przekleństwa, sceny erotyczne i dziwne fetysze mojego Pana. Jeśli to cię nie...